Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Bronię Paryża

Najpierw padła Dzielnica Łacińska. W najbliższych okolicach Sorbony jest dzisiaj wszystkiego pięć bistro, z czego cztery rzędem na turystycznym placyku.

Do Paryża przyjechałem pierwszy raz na dłużej w 1981 r., by potem osiąść we Francji definitywnie. Nie wiedziałem wtedy oczywiście, że zdążyłem na ostatnie lata miasta legendy. Piąta sekcja EPHE (miejsce wykładów Claude’a Levi-Straussa, Georges’a Dumezila, Claude’a Tarditsa, Mircei Eliadego...), w której podjąłem pracę (takich propozycji się nie odrzuca), mieściła się wówczas, zgodnie z historią, w gmachu starej Sorbony. Monumentalne gmaszysko otoczone było rojem kawiarenek, sklepików żywnościowych na studencką kieszeń i księgarenek. Piszę wszystko w zdrobnieniu, bo małe to było, gwarne i przytulne.

W księgarenkach po nowości trzeba było przeważnie wejść do wewnątrz, w wystawionych na chodnik skrzynkach grzebało się za to w setkach książek po pięć franków sztuka, między którymi znajdowało się zarówno uczelniane skrypty, jak i zupełnie niespodziewane białe kruki. W bistro siedzieć można było długo przy bezpłatnej szklance wody, byle nad książką (zawsze podejrzewałem w tym zmowę oberżystów z bukinistami). Filmy, kto chciał, oglądał w eleganckich iluzjonach, ale już na przykład w kinie na bulwarze Temple sprzedawano piwo, wolno było palić, a pary, korzystając z ciemności, oddawały się bardzo nawet śmiałym karesom.

W Closerie de Lilas w tumanach papierosowego dymu piło się pod jazz, aż do chwili, kiedy wszyscy padli i muzycy z ostatniego bandu nie ułożyli ostatniego denata na ławeczce na zewnątrz. Na pełnej wyzywająco wystrojonych prostytutek ulicy Saint-Denis sławny polski malarz usadawiał się w bistro-obserwatorium, z którego mierzyć mógł, ile czasu spędza z panienką kolejny klient i jak to się ma do roztaczanych przezeń przedtem męskich pozorów. Z wielkim antropologiem podziwialiśmy w okolicach placu Blanche podwórkowy catch i jego rozemocjonowaną publiczność dopingującą rywali z akcentem znanym dzisiaj tylko z piosenek Edith Piaf.

Polityka 21.2018 (3161) z dnia 22.05.2018; Felietony; s. 96
Reklama