Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Władza i kalectwo

Słowo „niepełnosprawny” jest piętnujące, w zawoalowany sposób negując realność choroby jako czegoś, co stawia przed społeczeństwem wyzwanie.

Jeszcze niedawno mówiło się „kaleka”, „kalectwo”. Jednak z czasem te słowa (podobno pochodzące z tureckiego i znaczące tyle, co „ułomny”, „ułomność”) zaczęły brzmieć coraz bardziej nieprzyjemnie i piętnująco. Zwłaszcza że „kaleka” zdaje się niemalże redukować całą osobę do jej ułomności. Sięgnięto więc do łacińskiego, acz upowszechnionego przez Francuzów słowa „niesprawny”, czyli „inwalida”. Jako że „inwalida” dla niektórych nadal brzmiał zbyt dosłownie, a w dodatku nazbyt wojskowo-wojennie, pionierzy polskiej poprawności politycznej epoki transformacji wymyślili, a raczej przejęli z Zachodu „niepełnosprawnego”.

Ten dość pokraczny neologizm doskonale oddaje lęk zdrowych przed chorymi i jeszcze większy lęk osób wypowiadających się publicznie przed oskarżeniem o lekceważący czy piętnujący stosunek do pokrzywdzonych przez los. Bo słowo to kłamie całą swoją semantyką: ależ wy jesteście sprawni, jak najbardziej jesteście, no, tyle że nie do końca. I tak to nie ma już „niesprawnych”, nawet gdy leżą sparaliżowani. Niezamierzone to szyderstwo, niemniej szyderstwo. Niezamierzona obłuda, acz obłuda.

Na tym jednak nie koniec. Oportunizm kreatorów języka publicznego nie zna granic. Chorzy już nie tylko są sprawni (choć nie w pełni), lecz w ogóle są od swojej choroby (zawsze lekkiej, bo tylko naruszającej pełnię sprawności, a nie sprawność jako taką) egzystencjalnie oddzieleni. „Co choroba, to nie ja” – ja nie jestem chorym, nie jestem inwalidą, ja tę chorobę tylko „mam”, ona się mnie „uczepiła”. Bycie trwale chorym, ułomnym nie może należeć do tożsamości człowieka – jest tożsamością fałszywą, narzuconą, wobec czego należy ją wymazać, wyprzeć.

Polityka 22.2018 (3162) z dnia 28.05.2018; Felietony; s. 104
Reklama