Przykro po tym mundialu. Szkoda się nawet wyżywać na piłkarzach, bo grali, jak potrafili, a wyszło jak zawsze, czyli w 2002 i w 2006 r., kiedy też przegraliśmy wszystkie najważniejsze mecze, nie wydostając się z grupy. Tym razem zawód jest jednak większy, bo po eliminacjach mundialowych Polska była tak wysoko w rankingach FIFA, że losowano nas z pierwszego koszyka. To boli, bo ośmiesza. W tym numerze trochę już analizujemy smutny finał polskich mistrzostw i klęskę, sympatycznego skądinąd, trenera. Współczujemy: „totalna nawałka” to będzie jedno z łagodniejszych określeń taktyki i praktyki polskiej reprezentacji na mistrzostwach w Rosji. Najgorsze, że jeśli zawiodło wszystko – jak samokrytycznie przyznają piłkarze i selekcjoner – to znaczy, że nie mamy odpowiedzi, co właściwie się stało. A może po prostu karmiliśmy złudzenia, pompując się biało-czerwonymi zaśpiewami, ekstazą TVP czy spotami przywołującymi na mundial wojów Mieszka i powstańców warszawskich? Sza! – w POLITYCE obiecaliśmy sobie, że ani sukcesów, ani porażek futbolistów nie będziemy mieszać z polityką (choć to Andrzej Duda mówił, że poziom sportowy odpowiada poziomowi kraju). Warto jednak przyglądać się, jak partia rządząca przełknie i zinterpretuje „porażkę Polaków”; po który z propagandowych schematów sięgnie, by zneutralizować emocjonalnego doła, w jaki wepchnęli nas piłkarze? Jak będzie próbowała zatrzeć publiczne wrażenie, że Polska „znów” jest na kolanach, że cudzoziemcy nami poniewierają i się z nas śmieją? Taki nastrój byłby niebezpieczny, bo może się szerzyć, zwłaszcza że ostatnio jakoś tak przegrywamy na różnych boiskach.
Kiedy my sobie tutaj gadu-gadu o mundialu, właśnie w tych dniach ogłoszono nieformalny akt założycielski nowej Unii Europejskiej.