Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pressing, drybling, offside

Opozycja w obronie i ataku

Kołobrzeg, spotkanie Koalicji Obywatelskiej. Kołobrzeg, spotkanie Koalicji Obywatelskiej. PO / materiały prasowe
Politycy ustawiają się do decydującej rozgrywki. Opozycja ma nadzieję na wyborczy hat trick: obronę samorządów, a dalej sukces w eurowyborach, który poniesie do zwycięstwa w boju o parlament. Ale władza ma pomysł na kontratak.
Młodych o ważkości wyborów ma przekonać zainicjowana przez PO pod patronatem Lecha Wałęsy Akcja WWW – czyli Wolontariusze Wolnych Wyborów.Łukasz Dejnarowicz/Forum Młodych o ważkości wyborów ma przekonać zainicjowana przez PO pod patronatem Lecha Wałęsy Akcja WWW – czyli Wolontariusze Wolnych Wyborów.
Jeśli Komisja Europejska odgwiżdże spalony – w sprawie Sądu Najwyższego pozwie Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE, a przy tym będzie kontynuowała procedurę wynikającą z art. 7 traktatu – partii rządzącej coraz trudniej będzie kuglować.Matthias Kulka/Masterfile/EAST NEWS Jeśli Komisja Europejska odgwiżdże spalony – w sprawie Sądu Najwyższego pozwie Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE, a przy tym będzie kontynuowała procedurę wynikającą z art. 7 traktatu – partii rządzącej coraz trudniej będzie kuglować.

Teoretycznie PiS mógłby taką zagrywką pomóc Platformie: manewr ze zmianą ordynacji wyborczej do europarlamentu, którą partia rządząca zapowiada, powinien wepchnąć lewicowe byty w Koalicję Obywatelską, ułatwić polityczne targi, ziścić plan Schetyny o starciu dwóch bloków. Ale w polityce rzadko kiedy jest tak, jak to wygląda na pierwszy rzut oka. Wzmocnienie systemu de facto dwupartyjnego może być efektem ubocznym – korzystnym dla Platformy – ale przecież stratedzy z Nowogrodzkiej nie grają na umocnienie rywala. Wiedzą, że największa partia opozycyjna, nawet w porozumieniu z Nowoczesną, jest za słaba, aby przegonić PiS, a porozumienie z lewicą staje się coraz trudniejsze. Bo z jednej strony jest dość bezideowe SLD – podbudowane w sondażach, z przewodniczącym, który skupia się głównie na atakowaniu szefa PO, z drugiej zaś – niezborne środowiska skupione wokół Barbary Nowackiej i Roberta Biedronia. Lewica nawet sama ze sobą nie potrafi się dogadać, a co dopiero porozumieć z przedstawicielami politycznego centrum. I na to właśnie nieogarnięcie opozycji liczy PiS.

Ale przeformatowanie zasad wyborów do PE tak, aby wykluczyć z podziału mandatów mniejszych graczy, porządkuje też sytuację po prawej stronie: demontuje ruch Kukiza, temperuje ambicje Ziobry i Gowina, a przede wszystkim sprawia, że oderwanie się od obrzeży obozu rządzącego narodowo-katolickiej partii pod wodzą Antoniego Macierewicza staje się nieopłacalne. O wyłonieniu się przed eurowyborami nowego politycznego bytu pobłogosławionego przez ojca Rydzyka plotkuje się w sejmowych kuluarach już od kilku tygodni. Nie bez przyczyny. – Biorąc pod uwagę to, jak traktują Antoniego, zupełnie bym się nie zdziwił, gdyby wyszedł. Wycinają jego ludzi, to są czystki – twierdzi jeden z posłów PiS.

Wymownym przykładem jest też audyt działalności MON za czasów urzędowania Macierewicza, w który zaangażowano CBA – co niedawno ujawnili posłowie PO. To kolejne upokorzenie i uderzenie w byłego szefa resortu obrony. Może on jednak liczyć na wsparcie z Torunia. Tadeusz Rydzyk nie jest zadowolony z polityki PiS – nie tak dawno w rozmowie z Macierewiczem na antenie Radia Maryja krytykował zarówno partię rządzącą, jak i prezydenta Dudę. Groził też, że PiS może stracić jego głos. Dlatego wyłamanie się radiomaryjnej grupy polityków do ubiegłego tygodnia, kiedy PiS zaczął straszyć zmianą ordynacji, wydawało się całkiem prawdopodobne.

W przypadku Macierewicza takie rozłamy to zresztą nic nadzwyczajnego, w swojej biografii ma ich już kilka. A budując się na radykalnym prawicowym skrzydle i odrywając kilka procent poparcia PiS, zyskałby karty, którymi mógłby negocjować swój powrót do władzy. Nie musiałby się nawet szczególnie trudzić i rejestrować nowego ugrupowania – w wykazie zamieszczonym na stronie PKW wciąż figuruje jego poprzednia partia: Ruch Katolicko-Narodowy (Macierewicz do PiS przystąpił w 2012 r.). To typowa partia śpioch, która nie ma struktur ani pieniędzy, ale co roku składa sprawozdania po to, aby komisja jej nie wyrejestrowała i w razie potrzeby można ją było szybko reaktywować.

Drybling

Z pozoru taki rozłam nie byłby dla PiS groźny: strata raptem paru parlamentarzystów wiernych ojcu Rydzykowi, którą można wyrównać kukizowcami, i kilku procent poparcia żelaznego elektoratu. Ale Kaczyńskiemu trudniej byłoby balansować na dwóch krawędziach: bić się z PO o centrum, a jednocześnie zagospodarowywać radykalną prawą flankę. A w przypadku takich kontrowersyjnych dla prawicy ruchów jak np. ostatnie wycofywanie się obozu rządzącego z ustawy o IPN, miałby kto przejąć głosy rozczarowanych „filosemicką polityką PiS” (to najdelikatniejszy zarzut tej strony). Do tego pojawienie się partii narodowo-katolickiej, podnoszącej antyunijne hasła, zmusiłoby PiS do gry na eurosceptycznych nutach. I na to właśnie liczyła Platforma.

Tyle że prezes PiS postanowił zmienić ordynację, co zapewne pozwoli uniknąć rozłamu. – Kaczyński betonuje partię dla Brudzińskiego z Błaszczakiem i Morawieckim u boku. Tu nie tyle chodzi o to, aby PiS wygrał, ale by przetrwał przez kolejne lata – uważa Sławomir Neumann, szef klubu PO.

Zmiana ordynacji może też mieć dla Kaczyńskiego jeszcze jedno znaczenie. Po wyjściu Brytyjczyków z UE frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należy PiS, wyląduje na marginesie Parlamentu Europejskiego. Dlatego politycy obozu rządzącego zabiegają o akces do Europejskiej Partii Ludowej (EPP), największej grupy w europarlamencie, w której są PO i PSL. Ale na to nie ma zgody: po pierwsze, dlatego że – jak argumentuje przewodniczący Joseph Daul – PiS nie szanuje praworządności, po drugie, Platforma postawiłaby weto. Tyle że po kolejnych eurowyborach konfiguracja w PE się zmieni, a wprowadzenie większej liczby europosłów daje niewątpliwy atut w negocjacjach. W razie czego pozwoli też odnaleźć się w formacji eurosceptyków, jeśli tych po przyszłorocznym rozdaniu przybędzie w PE.

Z perspektywy Platformy zmiana ordynacji mogłaby ułatwić negocjacje z podmiotami, które samodzielnie nie miałyby szans: mogłyby tylko podbierać głosy, ale nie uzbierałyby ich tyle, aby przełożyło się to na mandaty (czyli umyślnie lub nie wspierałyby PiS). Utrwaliłaby także koalicję z Nowoczesną, która na razie obowiązuje na wybory samorządowe i parlamentarne. Do eurowyborów N zamierzała startować samodzielnie – bo łatwiej ułożyć listę, podciągnąć wynik znanymi nazwiskami, a poza tym, choć Nowoczesna nie ma reprezentanta w PE (powstała rok po poprzednich eurowyborach), to jednak od 2016 r. należy do europejskich liberałów z ALDE. Jak jednak udało nam się dowiedzieć, Katarzyna Lubnauer dostała w ubiegłym tygodniu zielone światło z ALDE i jeśli okoliczności będą tego wymagały, może budować wspólną listę wyborczą z członkami innych frakcji.

Asysta

Również PSL, który o samorządy będzie walczył samodzielnie, zdaje sobie sprawę, że zmiana ordynacji wymusza dołączenie do Koalicji Obywatelskiej. – Nie będziemy mieli innego wyjścia. Dlatego dla nas kluczowe są wybory samorządowe, bo ustalą naszą pozycję negocjacyjną – przyznaje jeden z istotnych polityków tej partii i przekonuje, że obecne sondaże nie doszacowują ludowców, pompują za to SLD. Ale weryfikacja przyjdzie jesienią. – Wybory samorządowe będą swego rodzaju poligonem, który pokaże, jak naprawdę radzą sobie wszystkie partie – mówi Katarzyna Lubnauer. – Staramy się nie konfliktować z innymi opozycyjnymi środowiskami, mimo prowokacji z ich strony – dodaje. Bo przecież zaraz po batalii o samorządy trzeba będzie myśleć o wiosennych eurowyborach. A te chyba nigdy wcześniej nie miały tak dużego znaczenia jak teraz.

Eurowybory są kluczowe, bo ich wynik będzie falą: poniesie zwycięzcę do wyborów parlamentarnych, ponieważ między jednymi a drugimi wyborami jest niewiele czasu, raptem kilka miesięcy – tłumaczy Grzegorz Napieralski. Chodzi o tę psychologiczną przewagę, która wynika nawet z niewielkiego zwycięstwa nad przeciwnikiem. Przegrana zaś wywołuje odśrodkowe ruchy: nerwowe oczekiwania zmiany przywódcy, strategii, sojuszników. Wszystko zaczyna się sypać, a tu kolejna wyborcza batalia za pasem – najważniejsza. Dlatego w tym starciu o europarlament, w opinii senatora, trzeba wystawić drużynę „gwiazd”: postawić na popularne nazwiska od prawa do lewa, zostawiając w tyle partyjne zależności. – W tych wyborach trzeba będzie oddać bardzo dużo, aby dostać jeszcze więcej – podkreśla.

To oczywiście ładnie brzmi, ale w zderzeniu z rzeczywistością może okazać się political fiction, bo wyraźnie widać, że część tzw. antyPiSu wciąż nie pojmuje powagi sytuacji i tego, co w istocie jest stawką wyborczych zmagań.

Spalony

Włodek ma jedno marzenie: wprowadzić SLD do Sejmu, nawet tylko z 5-proc. poparciem. Nie przejmuje się tym, czy PiS wygra czy nie. Jemu chodzi tylko o to, aby wpisano do Wikipedii, że to on ponownie wprowadził Sojusz do parlamentu, i zapomniano aferę Rywina – twierdzi członek władz SLD. – Przez sondaże urosły mu muskuły, ale jeśli w wyborach samorządowych będziemy mieli tylko 5–6 proc., to będzie się musiał tłumaczyć członkom partii, dlaczego tylko tyle, skoro opowiadał, że będzie dwa razy więcej. Dodaje, że jeśli Czarzasty nie dogada się ze Schetyną, może skończyć się tym, że lider PO zacznie wyciągać z Sojuszu i jego okolic znanych polityków, którzy dociążą z lewej strony Koalicję.

Jednak same twarze kojarzone z SLD to za mało. Grzegorz Schetyna rozmawia więc m.in. z Barbarą Nowacką, liderką Inicjatywy PL. Jego ludzie próbowali też dogadać się z Robertem Biedroniem, ale kiedy już im się wydawało, że wszystko jest na dobrej drodze, prezydent Słupska nagle zapadł się pod ziemię. Jak opowiada jeden z polityków negocjujących porozumienie: – Dostał konkretną propozycję: my go popieramy na prezydenta miasta, on nas – w sejmiku. Zgodził się, ale zapytaliśmy, czy da nam to na piśmie? Chcieliśmy to ogłosić 23 czerwca podczas konwencji regionalnej w Gdańsku. Ale Robert nagle przestał odbierać telefony.

To trochę jak z oposem, który kiedy nie wie, co zrobić, udaje martwego. Tylko w polityce taka labilność nie przynosi profitów. W Platformie – jak zapewnia szef klubu – wciąż jednak liczą na porozumienie z popularnym prezydentem Słupska.

Dośrodkowanie

Integrowanie różnych środowisk i docelowo poszerzanie Koalicji Obywatelskiej ułatwić ma nowa strategia PO: silne zorientowanie na Europę. Pokazanie, jakie przełożenie na życie Polaków ma nasza pozycja w Unii, ile pieniędzy tracimy przez antydemokratyczną politykę PiS, jak obecna władza naraża na szwank nie tylko wizerunek Polski, ale i zagraża bezpieczeństwu państwa. Proeuropejskość ma być też elementem tożsamościowym. Na tym polu łatwiej o porozumienie w ramach tzw. szerokiego centrum. To przeniesienie punktu ciężkości na wyższy pułap, ponad mniej lub bardziej wyraźne różnice programowe. Postawienie na to, co łączy. Bo Polacy są przecież euroentuzjastami.

Europa będzie tematem przewodnim trzech kampanii: nie tylko tej przed eurowyborami, ale i samorządowej, ze względu na ograniczany budżet europejski dla Polski, oraz parlamentarnej we wszystkich wymiarach – mówi Grzegorz Schetyna.

Platforma chce pokazać, że w odróżnieniu od PiS jest skuteczna w pozyskiwaniu unijnych pieniędzy, przypomnieć o wynegocjowanych przed pięcioma laty 106 mld euro dla Polski i pokazywać, co Polacy stracą, jeśli PiS będzie dalej rządził. I nawet jeśli uznać za niefortunną niedawną wypowiedź Rafała Trzaskowskiego o „odmrożeniu” pieniędzy na inwestycje w Warszawie, kiedy Platforma wygra kolejne wybory, to nawet Adam Hofman zauważył, że prawica nieumiejętnie to wykorzystała i w rezultacie przysłużyła się kampanii kandydata PO „powtarzając (atakując) tezę, że jak wygra, to będą pieniądze z UE”.

Rzut karny

Jeśli do tego Komisja Europejska odgwiżdże spalony – w sprawie Sądu Najwyższego pozwie Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE, a przy tym będzie kontynuowała procedurę wynikającą z art. 7 traktatu – partii rządzącej coraz trudniej będzie kuglować. Tak jak choćby ostatnio, kiedy próbowano przekierować uwagę na rzekomy „gigantyczny sukces” premiera w sprawie relokacji uchodźców czy możliwość zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Radykalna prawica już atakuje, że wycofanie się z ustawy o IPN oraz przyzwalanie na to, aby „Europa wtrącała się w wewnętrzne sprawy Polski”, nijak się ma do „wstawania z kolan”, o którym tyle mówiła obecna władza. I niezależnie od ruchów – lub bezruchów – Macierewicza może to zmusić PiS do cofnięcia się na eurosceptyczne pozycje i utwardzania skrajnego elektoratu.

Zresztą, jakoś partii Kaczyńskiego ten marsz po polityczne centrum, którego zapowiedzią miała być zmiana premiera, niespecjalnie wychodzi. Morawiecki pod względem retorycznym niewiele różni się od Szydło. A spotkania polityków PiS w terenie, które też miały przybliżać partię rządzącą do politycznego środka, szybko przerodziły się w wiece poparcia otwarte jedynie dla zdeklarowanych wyborców.

Jest więc okazja, aby opozycja „przejęła narrację”. Według Cezarego Grabarczyka decydujące znaczenie będzie miała wieś – zmagająca się ze skutkami afrykańskiego pomoru świń oraz suszą. Z tą opinią zgadza się też szef PO: – Jeżeli dopłaty zostaną poważnie zmniejszone, to będzie potężne uderzenie w PiS – podkreśla.

Rzut wolny

Prezentowanie inwestycji zrealizowanych dzięki funduszom UE, mówienie o budżecie czy korzyściach z wejścia do strefy euro mogą jednak okazać się niewystarczające, jeśli kampanii nie wypełni się emocjami – choćby na kształt tych, które towarzyszyły referendum akcesyjnemu 15 lat temu. Bo, jak zauważa senator Jan Filip Libicki, strategia ukierunkowana na Europę niesie ze sobą pewne ryzyko: – Głosować pójdą też młodzi ludzie, którzy nie pamiętają Polski sprzed Unii, a w związku z tym nie doceniają postępu, który się dokonał.

Młodych o ważkości wyborów ma przekonać m.in. zainicjowana przez PO pod patronatem Lecha Wałęsy Akcja WWW – czyli Wolontariusze Wolnych Wyborów. Ma ona zachęcać do obywatelskiej kontroli przebiegu głosowania i pracy w komisjach. – Potrzebujemy 100 tys. wolontariuszy. Chcemy skanalizować tę energię, która się ujawniła np. w ubiegłym roku podczas obrony sądów. Zależy nam, aby zaangażować w proces wyborczy ludzi, którzy niekoniecznie chcą się zapisywać do jakiejś partii czy organizacji, ale chcieliby pomóc – tłumaczy Michał Stasiński, jeden z 16 koordynatorów, który będzie jeździł w te wakacje po swoim województwie i promował wyborczy wolontariat.

Obywatelskie akcje są potrzebne, ale wsparcie nawet 100 tys. wolontariuszy na niewiele się zda, jeśli po stronie opozycji więcej będzie gwiazdorzenia niż gry zespołowej. I skończy się podobnie jak przygoda naszej reprezentacji z mundialem. Już za cztery lata...

Polityka 27.2018 (3167) z dnia 03.07.2018; Temat tygodnia; s. 15
Oryginalny tytuł tekstu: "Pressing, drybling, offside"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną