Kumpel zadzwonił i zaklął mnie, żebym mówił prawdę. Spytałem, w jakiej sprawie. Uroczystym tonem odparł, że w ważnej. Lubię go, więc powiedziałem: – Spróbuję. – Czy to ty – zapytał – piszesz przemówienia premierowi Morawieckiemu i scenariusze uroczystości dla rządu? Przez chwilę chciałem przytaknąć, ale byłem ciekaw dalszego ciągu tego żartu. Zaryzykowałem więc odpowiedź mieszaną: – Owszem, proponowano mi udział w konkursie zamkniętym, ale podziękowałem, bo jestem za słaby. Teraz obowiązuje miś do sześcianu.
Dwa puste, odmalowane jak na odpust, samoloty pasażerskie stojące na lotnisku Chopina były głównymi bohaterami wielkiego polityczno-artystycznego tortu. Wisienką zaś wicepremier Piotr Gliński, który odczytał aeroplanom fragment prozy Jarosława Kaczyńskiego, a potem zrobił sobie pamiątkową fotografię, na której bezbłędnie podrywa dreamlinera do lotu. „Umieszczenie na kadłubach konturów Polski oraz biało-czerwonej flagi jest wyrazem zaangażowania PLL Lot w misję promowania kraju i dumy z jego niepodległości. Wszędzie tam, gdzie polecą te samoloty, przypominać będą, że Polska to kraj silny, szanujący swe dziedzictwo, a także odważnie patrzący w przyszłość. Samoloty w specjalnym malowaniu okolicznościowym staną się ambasadorami naszej niepodległości” – zachłystywał się premier Morawiecki. Maszyny stały cierpliwie, słuchając, jak „Kukułeczka kuka” w wykonaniu Mazowsza. 300 pasażerów, których uziemiono na lotnisku z powodu opisanej wyżej rządowej uroczystości – przeciwnie. Właściwie nie ma co zwalać na uroczystość. Tylko w ostatnim miesiącu nasze narodowe linie odwołały 333 rejsy, a niemal 3 tys. było opóźnionych. I co z tego? Najważniejsze, że flagi są namalowane, a partia rządząca odważnie patrzy w przyszłość.