Polskie siły rozbrojone
Gen. Mieczysław Gocuł o dramatycznym stanie polskiej armii
MAREK ŚWIERCZYŃSKI: – W listopadzie 2017 r., już jako młody wojskowy emeryt z dobrymi świadczeniami czterogwiazdkowego generała, pisze pan list do prezydenta, w którym wylicza brak strategicznych dokumentów, niedotrzymywanie zobowiązań w NATO i marnotrawstwo pieniędzy. Sześć tygodni później Antoni Macierewicz zostaje odwołany. Przypadek?
MIECZYSŁAW GOCUŁ: – Zamysł był taki, żeby wysłać list, bo może ktoś się otrząśnie. Czy Macierewicz poleciał przez ten list? Na pewno nie. Natomiast powinien był wywołać pewną refleksję u rządzących. Jak ich wzruszę – myślałem sobie – może coś gdzieś pęknie. Nigdy wcześniej nie widziałem tak zwaśnionych osób odpowiadających bezpośrednio za bezpieczeństwo państwa. Jednak zmiana ministra obrony to za mało, aby naprawić wszystko to, co uległo erozji i dewastacji w systemie bezpieczeństwa narodowego przez ostatnie lata. Dałem temu wyraz w korespondencji z prezydentem i BBN, prosząc o podjęcie jakichkolwiek działań naprawczych. Nie pretenduję – wbrew zasłyszanej w BBN opinii – do roli doradcy prezydenta, choć otwarcie deklaruję wolę wsparcia. Jednak nie po to odszedłem ze stanowiska i z wojska, odmawiając rządzącym zgody na trwającą destrukcję systemu obronnego i bezpieczeństwa państwa, aby teraz zostać nieformalnym doradcą i twarzą ewidentnych zaniechań. Przecież dalej nic nie zrobiono, podtrzymując – wręcz patologiczne – status quo.
Co konkretnie ma pan na myśli?
System bezpieczeństwa państwa jest w rozsypce. Udowodnię to metodą zero-jedynkową. Bo albo coś jest, albo czegoś nie ma. Nie ma systemu bezpieczeństwa, gdyż nie ma systemu kierowania bezpieczeństwem narodowym. W 2015 r. wydano uchwałę RM o zniesieniu centrum kierowania obroną państwa.