Szybko pokonał wąski asfalt rynku i zniknął w szczelinie między domami. Tymczasem jaskrawy robal ognia wspinał się już na daszek drewnianego ganku. Jedyna w okolicy knajpa życzliwie przyjęła gorącego gościa i cała się nim zajęła. Dziarsko otwierały się okna przyrynkowych kamieniczek. – Pali się, k…, albo ślepnę – brzmiał pierwszy komunikat. Po kilku minutach z wyciem nadjechał wóz strażacki: – Matko święta, wyszeptał kierowca Jan Przywra. Nadjechały następne. Pompy wystartowały, poleciała woda, krztusząc się na widok tego, co ją czeka. Malinowa firana tańczyła z trzaskiem po całym dachu. Mieszkańcy wybiegali z domów. – Halina! Zgaś światło w pokoju! Demokracja się pali! – krzyczał mąż do żony częściowo rozpłaszczonej na parapecie. Nadjechała limuzyna. Burmistrz Kornelek jr pozdrowił gaszących, życząc im powodzenia. Agregat nie działał i strażacy pompowali ręcznie. Wydawało się, że nawet frontony kamienic poczerwieniały z wysiłku.
Na wieży kościoła wybiła północ i wtedy burmistrz przez megafon odczytał nazwiska dziewięciu strażaków, którzy właśnie przeszli w stan spoczynku. Przy pompach zostało trzech braci Przywrów. Dyrektor muzeum historii Kapsla Starego Jarosław Wapień głośno wyraził swój brak zaufania do tej trójki: – Wasza ciotka była znaną w PRL komunistką. To chyba wystarczy? Część ulicy klaskała, skandując: – Precz z komuną! Najstarszy z Przywrów rzucił się do Wapienia: – Odbieram ci głos. Nasza ciotka siedziała trzy razy w ubeckim więzieniu za drukowanie ulotek. – Oto najlepszy dowód! – piał zachwycony Wapień. – Siedziała ciągle na ubecji, utytłana w bolszewickie układziki. Kradła nam resztki wolności. Ojczyznę zdradzała, Polskę wyrywała spod stóp!
Przy strażackiej sikawce została już tylko Małgośka.