Marzenie o ciepłym lecie nad Bałtykiem niestety się spełniło. Żar leje się z nieba, ale nad dziesiątkami kąpielisk, głównie w Pomorskiem, ratownicy wciągnęli na maszty czerwone flagi. Zakwit maleńkich, ale dokuczliwych sinic doprowadził do perturbacji nad całym morzem. Elektrownia jądrowa w Loviisie ograniczyła produkcję energii elektrycznej, by zużywać mniej wody do chłodzenia reaktorów, co ma pomóc nie podnosić temperatury Zatoki Fińskiej. Przed kontaktem z wodą morską na swoim wybrzeżu ostrzegają Niemcy. Tak masowego zakwitu sinic nie było w Bałtyku od 12 lat.
Siłą rzeczy także nieplażowicze przeszli przyspieszony kurs wiedzy o sinicach. Przyglądający się im naukowcy wolą bardziej precyzyjną nazwę: cyjanobakterie. – Kiedyś klasyfikowano je do glonów, bo zawierają chlorofil i są zielone. To jedne z ciekawszych organizmów, uważa się m.in., że jako pierwsze produkowały tlen, czym określiły kierunek rozwoju życia na Ziemi – mówi prof. Hanna Mazur-Marzec, badaczka cyjanobakterii z Uniwersytetu Gdańskiego. Dziś zielonkawy drobiazg – skłębiony w ogromnych, nitkowatych skupiskach, i dlatego widoczny gołym okiem – wyznacza styl spędzania nadbałtyckich urlopów. – Najbardziej we znaki daje się gatunek Nodularia spumigena, lubi ciepło i produkuje związki toksyczne. Kąpieliska zamykane są także tam, gdzie w dużych ilościach występują i „nietoksyczne” gatunki. Taka zielona zupa, gdy po wejściu do wody po kolana nie widać stóp, zawiera duże ilości materii organicznej, która jest doskonałym siedliskiem dla rozmaitych innych bakterii, również tych szkodliwych. Dlatego tak szokujące są obrazki osób lekceważących ostrzeżenia ratowników, np. rodziców kąpiących się z małymi dziećmi – zauważa prof. Mazur-Marzec.
Sinice vel cyjanobakterie mają się dobrze, gdy wysoka temperatura powoduje silne nagrzanie się powierzchniowej warstwy wody, do głębokości około 5 m.