Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Nie ta pora

Właściciel pieczątki „Prezydent Rzeczpospolitej” przyjął w swoim pałacu czwórkę turystów. Zagranicznych.

Najważniejszą pisowską uroczystością ubiegłego tygodnia były 70. urodziny Antoniego Macierewicza, bo życzenia złożył osobiście sam prezes. Zakończył je tak: Nie nadeszła jeszcze pora, aby wyjaśnić, dlaczego jubilat przestał być ministrem obrony narodowej. Zgoda, pora jest najważniejsza. W pewnej wsi na Podlasiu tak się chłopy popiły, wracając z pasterki, że trzy miesiące kilku z nich leżało na sianie, odżywiając się tylko wodą, kiełbasą i bimbrem. Kolędy czasem śpiewali, a pili umiarkowanie, żeby łba nie urwało, i czas umykał. Aż pewnego szarego świtu, gdy „Lulajże, Jezuniu” sobie mruczeli, gospodyni wbiega, gospodarza za kłaki wyciąga i krzyczy, żeby się ogolił. – Uspokój się, babo, nie ta pora, przecież dopiero co z pasterki wróciliśmy. – Na rezurekcję trzeba jechać – ona na to. – Wyłazić mi wszyscy. Pan Jezus zmartwychwstał! – O, już? – zdziwili się zgodnym chórem chłopi.

Mam nadzieję, że któregoś dnia obudzone zostaną nasze rządowe płazińce, nasze wieloczłonowe pasożyty. Przyjdzie przecież ta pora, gdy trzeba będzie wszystko sobie wyjaśnić. – O, już? – zdziwią się wtedy tasiemce, uzbrojone w bezkarny dziś brak odpowiedzialności.

Traktowania od czapy, z liścia, z kopa doznajemy codziennie od ministrów rządu Mateusza Morawieckiego, który ostatnio kpił sobie z rolników: Przecież czasami jest upał, a czasami przymrozki, i tak to już jest – raz słonko świeci, a kiedy indziej wichry, ulewy, powodzie... Słuchali tych bzdur dzielnie i zapamiętali z pewnością, jak ważne treści miał do przekazania premier, bo był taki „z waszecia”.

Wspomniany na początku jubilat Macierewicz mówił podczas urodzinowego przyjęcia nie tylko do swoich, ale i do nas. A głosił najprawdziwszą prawdę, same konkrety, bez owijania w papierek, że to cukierek: „Nigdy nie dawajmy wrogom prawa głosu, nigdy nie uznawajmy wrogów za równych sobie w dyskusji”.

Polityka 32.2018 (3172) z dnia 07.08.2018; Felietony; s. 97
Reklama