Leszek Miller przewiduje problemy („Do Rzeczy”): „wydaje mi się, że główny konflikt wybuchnie przy okazji wyborów parlamentarnych. Zetrą się w nich dwie Polski, a każda będzie uważała, że to jej należy się całkowite zwycięstwo. Jeśliby jeszcze okazało się, że PiS-owska Polska przegrała, a Sąd Najwyższy zdominowany przez nowych sędziów unieważniłby wybory, wtedy mielibyśmy do czynienia z wybuchem społecznym o nieobliczalnych konsekwencjach. Muszę ze smutkiem powiedzieć, że to wszystko idzie w tym kierunku”.
Również „Wprost” zrobiło wywiad z Millerem. Zapytany o „gwiazdy na lewicy” („Biedroń, Nowicka, Zandberg”) odpowiada mało optymistycznie: „Dorzućcie jeszcze Czarzastego, proszę. Problem w tym, że na lewicy jest więcej wodzów niż Indian. Mamy kilka ciekawych nazwisk, ale ci ludzie albo się nienawidzą, albo chcą tworzyć własne projekty. Bo wyobraźcie sobie teraz Zandberga z Czarzastym”.
W „Tygodniku Powszechnym” Anna Dziewit-Meller też o wyborach: „Może strategia coraz bardziej obleśnych umizgów do »wykluczonych«, widzenia prawdziwego życia jeno w »busie do Lublina« miast w Miasteczku Wilanów, którego rozmemłani neoliberalizmem mieszkańcy są wyłącznie cieniami prawdziwego czerstwego istnienia, jest świetna i wkrótce tak doceniony przez lewicową wrażliwość lud odda masowo głos na Jana Śpiewaka, a Warszawa zakwitnie jak róże w parku Ujazdowskim. Acz wątpię”.
Wyborami martwi się Paweł Kasprzak, lider Obywateli RP („Przegląd”): „Demokraci mogą mówić o nich [wyborach z 2015 r.], że PiS wzięło władzę, nadużyło jej, wywróciło stolik i wszystko zniszczyło.