Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Morawiecki chce wejść do pierwszego szeregu

Szczegółowo wyreżyserowane „spotkanie z wyborcami” w Sandomierzu miało zarysować kontury i nadać ton kampanii samorządowej. Szczegółowo wyreżyserowane „spotkanie z wyborcami” w Sandomierzu miało zarysować kontury i nadać ton kampanii samorządowej. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
Premier próbuje obudzić w sobie polityka wiecowego. Chce stanąć na czele kampanii samorządowej PiS, zbudować osobistą popularność i własną pozycję polityczną.

Kampania przed wyborami do samorządu rozpoczęła się na dobre. Zapowiada się, że może to być najbardziej ostra i brutalna z dotychczasowych, bo stawka jest wysoka: do 2020 r. w kolejnych wyborach – samorządowych, europejskich, parlamentarnych i prezydenckich – Polacy zdecydują, kto będzie rządził w kraju przez kolejne lata.

Platforma rozpoczęła od wymierzonych w PiS billboardów w stylu populistyczno-tabloidowym z hasłami typu „PiS wziął miliony, a wszystko drożeje”. Obóz władzy odpowiedział wiecem w Sandomierzu i ostrym przemówieniem Mateusza Morawieckiego.

Czytaj także: Przedwyborczy pic PiS

„Polacy kontra aroganckie elity”

Szczegółowo wyreżyserowane „spotkanie z wyborcami” w Sandomierzu miało zarysować kontury i nadać ton kampanii samorządowej. Czego się możemy spodziewać? Przede wszystkim powrotu do polaryzacji „aroganckie elity kontra zwykli ludzie”. Morawiecki używał słowa „profesor” jako obelgi, wykazywał, że elity gardzą ludem, traktują go jak „arogancki plebs” i „bunt chamstwa”. Jednocześnie, zdaniem premiera, partie opozycyjne to „jazgot, awantury, kłótnie i burdy uliczne”, podczas gdy PiS potrzebuje „odpowiedzialnej opozycji”, z którą będzie toczył debatę o programie.

Premier nie cofał się przed insynuacjami, straszył, że opozycja po dojściu do władzy cofnie program 500+ czy „przyjmie każdą liczbę uchodźców”. Albo że po likwidacji IPN niedługo okaże się, że w 1939 r. „to Polska zaatakowała Niemcy”. „Ich program to cofnąć to wszystko, co my zrobiliśmy” – mówił Morawiecki.

Najbardziej dostało się PSL, bo wiec w Sandomierzu miał być poświęcony przede wszystkim sprawom rolnictwa, choć skończyło się na kilku minutach z ponadpółgodzinnego wystąpienia. W wyborach do Sejmu przed trzema laty to zwycięstwo na wsi było jednym z najważniejszych czynników, które pozwoliły PiS wygrać wybory. Teraz partia Jarosława Kaczyńskiego chce jeszcze pogłębić swoją przewagę w tym elektoracie.

Problem w tym, że wciąż najistotniejsze dla wsi rolnictwo nie jest dziedziną, w której PiS może się pochwalić sukcesami (wskazuje na to np. nieudolne zwalczanie afrykańskiego pomoru świń). Do tego dochodzą problemy wynikające z suszy. Nic dziwnego, że w Sandomierzu minister rolnictwa Jan Ardanowski musiał stawiać czoła protestom.

Czytaj także: Wieś ma dość

Budzi się polityk wiecowy

Na rynku w Sandomierzu były biało-czerwone flagi, zespół ludowy, premier w białej koszuli z oficjalnym krawatem, ale bez marynarki oraz tłum skandujący „Mateusz, Mateusz!”. Świadczy to zresztą o dużej dozie pewności siebie u Morawieckiego, bo do niedawna politycy PiS bardzo dbali o to, żeby jedynym skandowanym imieniem na partyjnych imprezach było „Jarosław”. Na jednej z miesięcznic smoleńskich Antoni Macierewicz sam uciszał tłum krzyczący „Antoni”.

Morawiecki chyba po raz pierwszy w takim stopniu postanowił się sprawdzić jako polityk wiecowy. Wcześniej był postrzegany jako wynajęty menedżer, bankowiec czujący się lepiej w świecie prezentacji, danych makroekonomicznych i rozmów z biznesem, ewentualnie jako polityk gabinetowy prowadzący zakulisowe negocjacje. Teraz, po wiosennej serii spotkań z mieszkańcami, próbował nowej roli: wchodził w dialog z publicznością („Zgadzacie się się mną, prawda?”) i opowiadał mniej lub bardziej udane żarty (o samym księdzu Mateuszu trzy razy).

Zmiana stylu i języka oznacza, że Morawiecki ma dość pozycji fachowca od gospodarki, chce budować osobistą popularność i samodzielną pozycję polityczną w obozie prawicy.

Chce być jednocześnie Szydło i Tuskiem

W poszukiwaniu politycznej roli Morawiecki próbuje połączyć cechy swojej poprzedniczki i byłego szefa Platformy. Z jednej strony chętnie używa ulubionych chwytów Beaty Szydło, w rodzaju: „na spotkaniach rozmawialiśmy z milionami ludzi i i ci ludzie powiedzieli nam, że...”. Największą polityczną zaletą byłej premier było jednak to, że według wielu wyborców jest „taka jak my”. W wypadku Morawieckiego zmiana image′u ze sztywnego bankowca na „swojego chłopa” może być dość karkołomna.

Z drugiej strony Morawiecki próbuje nawiązać do stylu Donalda Tuska. Były premier i lider Platformy często nawiązywał do konkretnych osób i ich problemów czy zasług. W niedzielnym przemówieniu Morawieckiego znalazł się pan Daniel z Kaszub, który prowadzi warsztat remontowy. Zupełnym przypadkiem trzy najważniejsze problemy pana Daniela (za wysoki ZUS, zatory płatnicze i zły stan dróg lokalnych) są głównymi punktami programu PiS na wybory samorządowe. No i był pan Henryk, sadownik spod Radomia, który radził opozycji „wylać kubeł wody na rozpalone głowy”

Co negocjował Morawiecki

Morawiecki nie uniknął gaf, z których największa dotyczyła Unii Europejskiej. „Ja sam negocjowałem wejście Polski do Unii Europejskiej 20 lat temu i doskonale wiem, jak w Unii negocjuje się najlepsze transakcje” – mówił premier. To dość odważna deklaracja jak na osobę, która jeszcze przed faktycznym rozpoczęciem negocjacji w 1998 r. przez kilka miesięcy była zastępcą dyrektora departamentu w Urzędzie Integracji Europejskiej (kierowanym wtedy przez Ryszarda Czarneckiego).

Od razu posypały się kpiny. Leszek Miller, który negocjował traktat akcesyjny m.in. na szczycie w Kopenhadze w 2002 r., ironicznie poprosił premiera, żeby poczekał z takimi rewelacjami do jego śmierci. Pojawiły się memy o Morawieckim przeszczepiającym serca czy strzelającym bramkę na Wembley. Internauci przypomnieli wcześniejsze próby zmiany historii przez działaczy PiS i przypisywanie sobie zasług w „Solidarności” czy przy wchodzeniu do NATO.

Kto kocha Polskę, a kto nie

Wiec w Sandomierzu pokazał, że Mateusz Morawiecki chce stanąć na czele kampanii PiS i zostać jej twarzą, tak jak Beata Szydło była twarzą kampanii parlamentarnej (i w pewnym stopniu także prezydenckiej, jako szefowa sztabu Andrzeja Dudy).

Zmiana frontmana nie oznacza jednak dużej zmiany repertuaru. „My Polskę kochamy, my się za Polskę nie wstydzimy, my za Polskę nie przepraszamy, my za Polskę dziękujemy” – mówił Mateusz Morawiecki do wyborców, sugerując, że opozycji to z Polską nie do końca jest po drodze. I tego rodzaju retoryki w kampanii będzie jeszcze więcej.

Reklama
Reklama