Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Moje miasto

Ruszyła kampania samorządowa. Pierwszy punkt dla Platformy?

W Polsce pojawiło się ok. 2 tys. billboardów Koalicji Obywatelskiej. W Polsce pojawiło się ok. 2 tys. billboardów Koalicji Obywatelskiej. Patryk Ogorzalek / Agencja Gazeta
Na ulicach polskich miast pojawiły się billboardy z wizerunkiem Jarosława Kaczyńskiego i hasłami takimi jak: „PiS wziął miliony, a ludzi nie stać na leki”. Kampania ruszyła.

To początek kampanii samorządowej, w której Koalicja Obywatelska spróbuje odrobić straty do prowadzącego w sondażach Prawa i Sprawiedliwości.

Start legalnej kampanii wyborczej

We wtorek 14 sierpnia premier Mateusz Morawiecki ujawnił dokładną datę wyborów samorządowych (odbędą się 21 października), a co za tym idzie, kandydaci mogą już prowadzić legalną kampanię wyborczą. To ważne z perspektywy komitetów wyborczych, które do tej pory nie mogły wydawać pieniędzy, choć pojedynczy kandydaci próbowali przekonać do siebie wyborców od kilku dobrych miesięcy. Taką półlegalną agitację najmocniej było widać w Warszawie, gdzie kampania rozpoczęła się wraz z ogłoszeniem Patryka Jakiego kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta miasta. Od tego czasu obaj główni pretendenci w wyścigu – prócz Jakiego Rafał Trzaskowski – spotykali się z mieszkańcami, udzielali wywiadów, piekli kiełbaski i wydawali gazetki (ostatnie dwie czynności dotyczą tylko Jakiego. Kiełbaski miał zakupić z własnej kieszeni, a gazetka to bezpłatny „Warszawski Wieczór”, dzięki czemu Jaki nie musi się tłumaczyć z finansowania tej „oddolnej inicjatywy”).

Dwa lata nieprzerwanej batalii

Skoro jednak premier zdecydował się na ogłoszenie daty, komitety wyborcze mogą robić to, co lubią najbardziej – drukować ulotki, produkować spoty i zarzucać miasta tysiącami zdjęć kandydatów. Mimo że pod koniec października (o tym, dlaczego politykom PiS zależało na tej dacie, można przeczytać tutaj) będziemy wybierać wójtów, burmistrzów, prezydentów i radnych, nikt nie ma wątpliwości, że starcia na poziomie mikro będą przekładać się na skalę makro. Czyli na przyszłoroczne wybory – najpierw w maju do Parlamentu Europejskiego – później na jesieni, do Sejmu. Te z kolei zadecydują o kształcie Polski na kolejne cztery lata, a więc o kontynuacji poczynań „dobrej zmiany” lub rozpoczęciu odkręcania pierwszej pisowskiej czterolatki. Jeśli do tego dodamy wybory prezydenckie w 2020 r., łatwo dojść do wniosku, że czekają nas prawie dwa lata nieprzerwanej kampanii wyborczej. Prawdopodobnie najbrutalniejszej w historii III RP.

Tabloidowy sznyt

Stawka jest na tyle wysoka, że jakiekolwiek ustąpienie pola mogłoby się skończyć wyborczą porażką. Wiedzą o tym sztabowcy Platformy Obywatelskiej, którzy od razu zdecydowali się na ostry przekaz. W całym kraju pojawiło się dwa tysiące billboardów z wizerunkiem Jarosława Kaczyńskiego (użyto zdjęcia z lipca 2017 r., kiedy to rozemocjonowany szef Prawa i Sprawiedliwości nazwał opozycję „zdradzieckimi mordami”), okraszonych napisami: „PiS wziął miliony, a wszystko drożeje”, „PiS wziął miliony, a ludzi nie stać na leki”.

Warto zwrócić uwagę na czcionkę, której użyto, a także na specyficzną czerwoną kreskę, która podkreśla hasła. Do złudzenia przypominają te, których w swojej szacie graficznej używają popularne tabloidy: „Fakt” i „Super Express”. Oznacza to dwie rzeczy. Po pierwsze, sztabowcy PO uznali, że batalia w obronie sądownictwa jest zbyt abstrakcyjna dla większości Polaków. Tym razem postawiono na proste hasła, które dotyczą życia codziennego wyborców. I tak z pewnością nie każdy Polak orientuje się w zawiłościach zmian w ustawie o KRS i Sądzie Najwyższym, ale z pewnością większość Polaków kupuje masło („wszystko drożeje”), leki („ludzi nie stać na leki”) czy zastanawia się nad mieszkaniową przyszłością swoją lub swoich dzieci („tanich mieszkań nie ma”). Co więcej, PO wychodzi naprzeciw zarzutom, które z pewnością pojawią się w toku kampanii: o oderwanie elit od rzeczywistości.

Czytaj także: Przedwyborczy pic PiS

Zwrot do nowego wyborcy

Po drugie, prosta grafika i tabloidowy sznyt świadczą o tym, że kampania nie jest skierowana do dotychczasowego wyborcy PO. Twardy elektorat Platformy raczej śledził zeszłoroczne i tegoroczne protesty pod Sejmem i Sądem Najwyższym, interesują go poczynania KOD, a dzień kończy, oglądając Fakty TVN. W jego świecie nie było raczej miejsca na zdobywający dumpingowymi cenami rynek „Fakt” czy żyjący tanią sensacją „Super Express” Sławomira Jastrzębowskiego.

Trzeba mieć naprawdę dobry wzrok, by dostrzec dyskretny napis ujawniający fundatora billboardu. I choć dla nikogo nie będzie tajemnicą, kto za niego zapłacił, to informacja ta ginie przytłoczona prostym, rzucającym się w oczy hasłem. Tym samym sztabowcy Platformy zdradzają jeszcze jeden zamysł. Nie próbują karkołomnie przekonać wyborcy PiS, żeby zagłosował na PO. Wystarczy, że ten, rozczarowany „swoją” partią, podczas wyborów pozostanie w domu.

Czytaj także: Ile chłopa, ile Pana w Polaku

Sama kampania negatywna nie wystarczy

Kampania billboardowa Koalicji Obywatelskiej wpisuje się w długą, ponaddziesięcioletnią tradycję straszenia przeciwnikiem, której hołdują Platforma i PiS. Wspomnę choćby spot PO z 2006 r., w którym głos Jarosława Kaczyńskiego wywoływał płacz u dzieci. Na końcu pojawiała się twarz Donalda Tuska, a sam klip zachęcał do głosowania na Platformę. Był jeszcze jeden spot. Ten, w którym do Polski z Anglii wracali nauczyciele i pielęgniarki, dostawali pracę w dobrze wyposażonych placówkach, a po całym kraju jeździli autostradami.

Innymi słowy, obok przekazu negatywnego pojawiał się pozytywny – jakaś wizja Polski przyszłości. Jeszcze rok temu Grzegorz Schetyna mówił, że nie będzie zdradzał programowych pomysłów, bo PiS je szybko ukradnie. Teraz, gdy wyprowadzono pierwszy cios, a w najlepszym z możliwych wariantów PiS zacząłby tłumaczyć się ze zgromadzonych na billboardach zarzutów, byłby na to najlepszy moment.

Czytaj także: Programowy dylemat opozycji

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama