Kraj

Próba wody

Po wyborach samorządowych z matematycznych obliczeń wykluwa się wniosek, że partia Kaczyńskiego i jej przystawki dostali łupnia, jakiego się nie spodziewali.

Na ulicy Książęcej w Warszawie wpadłem na Jana Himilsbacha. – Czy ty wiesz – zaczął – że jeden nasz sportowiec pojechał gdzieś z reprezentacją i tam młotem, a może dyskiem tak przyrąbał, że zajął jedenaste miejsce? Zaśmiałem się: – Jasiu, przyrąbał? Jedenaste? Co to za sukces? – Żaden – odpowiedział – ale napić się możemy. Poza tym jutro kończę pięć dych. Masz, zobacz. I wyciągnął dowód osobisty z wpisaną datą urodzenia: 31 listopada 1931 r.

Przypomniałem sobie to spotkanie, bo w kalendarzu sejmowym na 2018 r., wydanym przez marszałka Kuchcińskiego i jego kancelarię, też jest 31 listopada, ale za to grudzień kończy się na 30. Nie ma sylwestra. Może będzie na Trzech Króli, a Objawienie Pańskie przeniesie się na Wielkanoc. Pod panowaniem PiS nawet stulecie niepodległości da się obchodzić co dzień przez kilka lat. Co to za fatyga wpaść w południe na pl. Piłsudskiego (może zmienią nazwę), odśpiewać pierwszą zwrotkę i z panem Andrzejem przełamać się konstytucją?

Jedno jest pewne. Po wyborach samorządowych z matematycznych obliczeń wykluwa się wniosek, że partia Kaczyńskiego i jej przystawki dostali łupnia, jakiego się nie spodziewali. Chociaż… Zajrzałem na chwilę do TVP Info, ciekaw komentarza ludzi Kurskiego. O żadnym łupniu nie było mowy, panował raczej ostrożny optymizm i przekonanie, że PiS jest wciąż twarzą większości Polaków i bez wątpienia moralnym zwycięzcą tych zawodów. Dlaczego? Bo głosowała na niego prowincja, a to ona jest solą tej ziemi i esencją wiary. Co dalej robić z tak pięknie wywalczonym zwycięstwem? Moja rada – kontynuować. Niech prezes częściej plecie duby smalone, że dzięki PiS osiągniemy poziom niemiecki, a nawet pokusimy się o luksemburski. I że Polska prowadzi ofensywę gospodarczą na światowych rynkach.

Polityka 45.2018 (3185) z dnia 06.11.2018; Felietony; s. 97
Reklama