Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Gorzko

Trudno mi pisać radośnie o tegorocznych obchodach 11 listopada, bo takiej goryczy nie czułem od dawna.

Myślałem, że się zaczęło. I to w taki dzień! Wozy pancerne ministra Błaszczaka waliły Poniatoszczakiem przez Wisłę na wschód. A Putin w Paryżu, zanim wróci, będzie po balu. Na szczęście szybko się wyjaśniło, że nasze wojsko jedzie w celach pokojowych i tylko na Saską Kępę. Trwały obchody 100-lecia niepodległości. Czoło marszu przesuwało się z powagą konduktu po asfalcie. Twarze ponure, usta – podkowa w dół, wzrok w próżnię. Nikt z nikim nie rozmawiał. Jakby szli nie dlatego, że chcą, ale dlatego, że muszą. Od ludzi odgradzał ich solidny płot żandarmerii i policji. Dalej był kilometr pustki, a potem już tylko główni beneficjenci z czerwoną łuną nad głowami. Niecierpliwie czekali na sygnał do startu. Niektórzy, jak neofaszyści z Forza Nuova, przyjechali prosto z Włoch. Z ziemi włoskiej do Polski.

Tego dnia w samo południe na apel prezydenta mieliśmy wszyscy w całym kraju odśpiewać hymn narodowy. On sam wszedł na zabrany warszawiakom pl. Piłsudskiego razem z ułanami na koniach. Witał przybyłych dobre 10 minut. Nie zdążył tylko wymienić stojących w piątym rzędzie – zgodnie z etykietą cesarstwa na Nowogrodzkiej – Donalda Tuska i Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nie przeszkodziło mu to wywrzaskiwać za chwilę dętych farmazonów o konieczności zjednoczenia całego narodu i zapewniać, że pod biało-czerwonym sztandarem jest miejsce dla każdego. W swoim przemówieniu tak wzniósł się na skrzydłach patriotyzmu, że wyrżnął głową o strop piwnicy. Opowiedział o odzyskaniu ojczyzny w 1918, o jej utracie w 1939 i tak mu jakoś wyszło, że dopiero od 2015 r., dzięki PiS, znów możemy cieszyć się wolnością. Nawet nie zatrącił o 1989 r. Prawdopodobnie 4 czerwca cały dzień reperował rower i o niczym nie wiedział. Plakaty z Garym Cooperem wziął za reklamę filmu, który już dawno widział.

Polityka 46.2018 (3186) z dnia 13.11.2018; Felietony; s. 97
Reklama