W ubiegłym tygodniu uprawomocnił się wyrok Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie ekshumacji ciał Arkadiusza Rybickiego i Leszka Solskiego, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej. Trybunał przyznał rację rodzinom tragicznie zmarłych, uznając, że ekshumacje dokonane wbrew ich woli naruszyły artykuł ósmy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, gwarantujący prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego. Najbliżsi mojego przyjaciela Arama Rybickiego mówią, że wyrok przyniósł im bardzo gorzką satysfakcję. Zło zostało nazwane złem, ale skarga, jaką Małgorzata Rybicka złożyła do Trybunału Praw Człowieka na państwo polskie, miała zapobiec bezsensownej i bezdusznej decyzji polskiej Prokuratury Krajowej o przeprowadzeniu ekshumacji ciała jej męża pomimo sprzeciwu rodziny. Ten cel nie został osiągnięty. Prokuratura Krajowa nie czekała na wyrok Trybunału Praw Człowieka i przeprowadziła ekshumację. Zadała wielki ból jego rodzinie i bliskim, zmuszając ich do ponownego przeżywania żałoby, a wyniki ekshumacji nie przyniosły nic nowego w sprawie ustalenia przyczyn śmierci.
Dobrze pamiętam dzień 14 maja ubiegłego roku, w którym zgromadziliśmy się wokół rodziny Arama Rybickiego na gdańskim cmentarzu Srebrzysko, aby być razem w tej trudnej chwili i wyrazić nasz protest. Było kilkaset osób. Zostaliśmy oddzieleni od grobu szpalerem żandarmerii i policji, ale także „murem” złożonym z kilku autokarów, które zasłaniały grób. Za tym murem wydobywano trumnę człowieka, który dobrze zasłużył się Polsce, jako działacz opozycji demokratycznej w PRL i polityk w wolnej już Rzeczpospolitej.
Czuliśmy, że prawdziwy mur oddziela nas od ludzi, którzy spowodowali, że znowu polski aparat państwowy: prokuratura, policja i żandarmeria, służą złej sprawie. Zakłócają spokój zmarłych i zadają ból żywym.