Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Aktywiści „terroryści”

Greenpeace pod specjalnym nadzorem

Jedna z uczestniczek ekipy aktywistów Greenpeace’u, którzy w proteście przeciwko bierności polityków w sprawach klimatu wspięli się na komin elektrowni w Bełchatowie. Jedna z uczestniczek ekipy aktywistów Greenpeace’u, którzy w proteście przeciwko bierności polityków w sprawach klimatu wspięli się na komin elektrowni w Bełchatowie. Greenpeace
Aktywiści Greenpeace’u byli śledzeni przez setki policjantów. Za działaczami po całej Polsce jeździły setki samochodów. Udaremniano akcje na rzecz ochrony klimatu w trakcie, gdy o tej ochronie debatowano na Szczycie Klimatycznym ONZ, COP24.
Hasło „Politicians talk leaders act!” (politycy gadają, liderzy działają) wyświetlone przez działaczy Greenpeace’u na katowickim Spodku podczas trwania Szczytu Klimatycznego COP24.Andrzej Grygiel/PAP Hasło „Politicians talk leaders act!” (politycy gadają, liderzy działają) wyświetlone przez działaczy Greenpeace’u na katowickim Spodku podczas trwania Szczytu Klimatycznego COP24.

Czy takie działania mieszczą się w polskim porządku prawnym? I w granicach zdrowego rozsądku? Krzysztof Cibor, Greenpeace: – Z punktu widzenia obywateli angażowanie setek funkcjonariuszy do śledzenia naszych działaczy jest szkodzącym bezpieczeństwu absurdem. Jeden z naszych kolegów był śledzony przez kilkanaście godzin, gdy przewoził swoje prywatne meble z jednego lokalu do drugiego. Działania policji odbieramy jako nękanie i zastraszanie. Nasi aktywiści nie są przestępcami, a nasze akcje mają charakter pokojowy. Nie stwarzamy zagrożenia, nie dopuszczamy się ataków, nie dokonujemy zniszczeń. Jeśli zdarzy się naruszenie przepisów, to w ramach obywatelskiego nieposłuszeństwa: nie unikamy odpowiedzialności.

Pod okiem drona

Na kilka dni przed Szczytem w Katowicach, rankiem 27 listopada, aktywiści Greenpeace’u wspięli się na 180-metrowy komin elektrowni w Bełchatowie. To był protest przeciwko bierności polityków wobec kryzysu klimatycznego. Siedmioro działaczy Greenpeace’u z Polski, Austrii, Chorwacji, Indonezji, Niemiec, Szwajcarii i Węgier spędziło na kominie dwa dni. Protest był pokojowy, nie zagrażał bezpieczeństwu elektrowni, nie spowodował zakłóceń w dostawach prądu. Aktywiści dostali zarzuty naruszenia miru domowego.

Krzysztof Cibor: – Już po akcji dotarły do nas informacje, że szef ochrony elektrowni wiedział dzień wcześniej, że będzie akcja na kominie. Aktywiści porozumiewali się esemesami, w wąskim gronie, więc ktoś musiał przechwycić tę korespondencję.

Jeden z uczestników tej akcji, Piotr Dankowski, pamięta dron latający nad budynkiem w podwarszawskim Konstancinie, w którym przygotowywali akcję. I spuszczone powietrze z opon wszystkich samochodów. A gdy wracali do Warszawy, zatrzymał ich patrol złożony z policji drogowej i kryminalnej: – Zrobili kontrolę pojazdów i przeszukali bagaże.

Polityka 4.2019 (3195) z dnia 22.01.2019; Polityka; s. 25
Oryginalny tytuł tekstu: "Aktywiści „terroryści”"
Reklama