Joanna Solska
5 lutego 2019
Udomowienie banków
Państwo prywatne
Hasło udomowienia banków jeszcze za rządów koalicji PO-PSL rzucił Stefan Kawalec, były minister finansów, bo „kapitał ma narodowość”. W Polsce sektor finansowy był wtedy zdominowany przez kapitał zagraniczny, a po wybuchu światowego kryzysu finansowego pojawiły się obawy, że spółki-matki, mające banki w naszym kraju, będą w polityce kredytowej kierować się interesami krajów, z których pochodzą, a niekoniecznie naszej gospodarki. I że wytransferują zyski do ojczyzny, zamiast inwestować je u nas.
Hasło udomowienia banków jeszcze za rządów koalicji PO-PSL rzucił Stefan Kawalec, były minister finansów, bo „kapitał ma narodowość”. W Polsce sektor finansowy był wtedy zdominowany przez kapitał zagraniczny, a po wybuchu światowego kryzysu finansowego pojawiły się obawy, że spółki-matki, mające banki w naszym kraju, będą w polityce kredytowej kierować się interesami krajów, z których pochodzą, a niekoniecznie naszej gospodarki. I że wytransferują zyski do ojczyzny, zamiast inwestować je u nas. Hasło okazało się nośne, a kryzys, który najbardziej dotknął zagraniczne grupy finansowe, zmusił je do sprzedaży spółek-córek w Polsce. Tak „odzyskaliśmy dla naszej gospodarki” utracone przez prywatyzację srebra rodowe: PZU, Pekao SA, a potem za ich pieniądze odkupiliśmy także prywatny Alior Bank. Obecnie sektor finansowy w Polsce, a szczególnie banki, kontrolowane są przez państwo. Czyli przez polityków partii rządzącej. Repolonizacja okazała się nacjonalizacją, na której bardziej niż gospodarka zyskiwać mogą politycy. Niektórzy mieli złudzenia, że wykorzystają oni tę władzę dla dobra społeczeństwa. Beata Szydło, wprowadzając podatek bankowy, zapewniała, że ceny usług finansowych nie wzrosną, ponieważ państwowe banki, trzymając je w ryzach, zmuszą prywatnych konkurentów do cenowej powściągliwości. Zapewnienie okazało się nic niewarte. Fakt, były obawy, że politycy zaczną zmuszać banki do kredytowania przedsięwzięć nieracjonalnych ekonomicznie, ale politycznie korzystnych dla ekipy rządzącej. Wspierania bankrutujących kopalni czy kredytowania budowy elektrowni węglowych. Krytykom zabrakło jednak wyobraźni, co udowodniły tzw. taśmy Kaczyńskiego. Pokazały, że prezes czołowego państwowego banku może „na telefon” biec do siedziby partii rządzącej i zapewniać jej prezesa, że pożyczenie 1,3 mld zł na budowę K-Towers to pestka. Mimo że budować miała powołana do tego spółka celowa bez żadnego biznesowego dorobku, własnych funduszy w inwestycję i z zerową wiarygodnością kredytową. W banku prywatnym prezes raczej nie miałby szans. Państwowy, jak widać, kieruje się dodatkowymi kryteriami: bank może ryzyko brać na siebie. Straty będą
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.