Czytam, że w jednym ze szpitali zdenerwowany mężczyzna usiłował zmusić personel placówki do zbadania swojej żony. Mimo że posunął się do grożenia nabitym pistoletem, lekarze badania odmówili, tłumacząc się tym, że żona jest nieubezpieczona. Ten bulwersujący epizod pokazuje, że nasza służba zdrowia osiągnęła już poziom, w którym pacjent nie jest w stanie wymusić od niej usług medycznych nawet za pomocą broni palnej.
W tej sytuacji nie dziwią plany rządu, żeby za lekarzy się ostro wziąć. Jeden z ostatnio ujawnionych pomysłów jest taki, żeby zacząć szerzej karać ich więzieniem. Oczywiście nie ma gwarancji, że wsadzanie lekarzy do więzienia poprawi jakość usług służby zdrowia. Ale z drugiej strony od tego, że nie będzie się ich wsadzać, jakość tych usług też raczej się nie poprawi, dlatego uważam, że warto spróbować.
Rząd uspokaja, że nie zamierza karać więzieniem wszystkich lekarzy, na których pracę skarżą się pacjenci, a jedynie tych, którzy nieumyślnie popełnili błąd medyczny skutkujący zgonem pacjenta podczas zabiegu. Obecnie tacy lekarze mogą być skazani co najwyżej na karę od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności (w dodatku z możliwością zawieszenia kary). Projekt nowelizacji Kodeksu karnego, firmowany przez Zbigniewa Ziobrę, proponuje solidną karę od roku do 10 lat bezwzględnej odsiadki, a w przypadku nieumyślnego uśmiercenia kilku pacjentów – nawet od dwóch do 15 lat. Kara ma sprawić, że dany lekarz swój błąd w celi przemyśli, obieca poprawę i po wyjściu z więzienia więcej żadnego błędu w życiu nie popełni.
Rząd tłumaczy, że projekt nowelizacji był niezbędny ze względu na konieczność zaostrzenia walki z pedofilią. Jaki związek z pedofilią ma podwyższenie kar dla lekarzy, rząd nie tłumaczy, ale można się domyślać, że chodzi o to, że niektórzy lekarze uśmiercający pacjentów mogą być jednocześnie pedofilami, o czym, niestety, mówi się mało, bo media skupiają się na pedofilii wśród księży.