Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ludzia i ki że

Czyta człowiek raz, drugi i oczy przeciera. Gdzie tu podstawy do komandorii?

Prezydent Andrzej Duda uhonorował pośmiertnie Stanisława Ludzię Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Z tej okazji arcybiskup Marek Jędraszewski odprawił mszę za zmarłego. Kto to jest Duda, mniej więcej wiadomo – zatwierdzacz pisowskich ustaw i telewizyjny Adrian. Kto to jest Jędraszewski – również – ten, który odczuwa miłość chrześcijańską do księży pedofilów sprowadzonych przez perfidnych małolatów i małolatki na złe drogi. Kim był jednak Stanisław Ludzia – normalny człowiek nie wie nic ponadto, że to obecnie komandor, czyli Kamienny Gość (nie mylić z komandorem zakonu rycerskiego). Jego kroki słychać jednak bardzo słabo, bo w żadnych leksykonach, encyklopediach, a nawet uczonych monografiach o komandorze Ludzi ani słowa.

Nie poddamy się tej zmowie milczenia. I oto zagadkę wyjaśniamy! Stanisław Ludzia to jeden z akolitów Józefa Kurasia „Ognia”. Urodzony 1 czerwca 1923 r. w Ostrowsku koło Nowego Targu, podczas wojny pracuje w gospodarstwie rolnym i uczestniczy w paru akcjach „Ognia”. Jakich „akcjach”, gdzie i przeciw komu – to już okrywają mroki tajemnicy. Może coś by o tym powiedziały akta kierowanego wówczas przez Kurasia (sic!) nowotarskiego PUBP, gdzie ujawnia się na wiosnę 1945 r. Kiedy Kuraś porzuca UB i organizuje w górach bandę antykomunistyczno-antyżydowsko-antysłowacką, jesienią 1945 r. dołącza się do niego. Ranny, ukrywa się w rodzinnym Ostrowsku aż do ponownego ujawnienia się w PUBP w marcu 1947 r.

Ciągnie jednak wilka do lasu, więc w 1948 r. widzimy go już w bandzie niejakiego Józefa Świdra „Pacuły”. Ludzie owego watażki są nieliczni, ale w 1947 r. mogą pochwalić się niezłym dorobkiem. Zamordowali siedmiu polskich żołnierzy poborowych, dwóch milicjantów i jednego ubeka.

Polityka 24.2019 (3214) z dnia 11.06.2019; Felietony; s. 96
Reklama