To było dokładnie przed pięcioma laty. Między 14 a 21 czerwca 2014 r. tygodnik „Wprost” zaczął publikować zapisy rozmów nagranych potajemnie w restauracji Sowa i Przyjaciele. Najpierw rozmowę szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką (to wtedy padło słynne stwierdzenie o „państwie teoretycznym”), potem kolejne, czołowych polityków ówczesnej władzy. Wybuchła tzw. afera taśmowa, która – jak kiedyś „afera Rywina” – walnie przyczyniła się do rozpadu, a w następnym roku upadku, rządzącej ekipy. Śledztwo od początku było niemrawe i skupione wokół tzw. hipotezy biznesowej oraz osoby Marka Falenty, który w grudniu 2016 r. został skazany na 2,5 roku więzienia (choć prokurator Anna Hopfer żądała tylko 1,5 roku, i to w zawieszeniu). Organa państwa uznały temat za zamknięty. Grzebało przy nim już tylko kilku dziennikarzy, przekonanych, że wiele wątków nie zostało w ogóle wyjaśnionych.
I nagle afera z hukiem wróciła w sam środek polskiej polityki. A to za sprawą ujawnionych listów Falenty, w których padły oskarżenia, że prominentni politycy PiS wiedzieli o podsłuchach, aprobowali proceder i zarządzali dystrybucją nagrań. Wyznania Falenty już zostały przez obóz władzy nazwane konfabulacjami. Ale oto ukazała się właśnie książka Grzegorza Rzeczkowskiego „Obcym alfabetem. Jak ludzie Kremla i PiS zagrali podsłuchami” (wydawnictwo Arbitror), w której „niewiarygodne opowieści przestępcy” znajdują solidne podparcie w faktach. Co więcej, książka ujawnia intensywne związki wielu organizatorów „studia nagrań” z Rosją i jej służbami specjalnymi.
Grzegorz Rzeczkowski jest dziennikarzem śledczym POLITYKI. Sprawą zajmował się intensywnie przez ostatnich kilkanaście miesięcy, a czytelnicy mogli poznać niektóre z jego ustaleń w artykułach publikowanych na tych łamach.