Liberalne elity nie mają ostatnio dobrej prasy. W „Polska. The Times” Witold Głowacki pisze: „Jojczące, ciskające gromy na »tępe i bezwonne masy« liberalne elity zamiast odzyskiwać wpływy i poszerzać zasięgi swojego oddziaływania, same, na własne życzenie, coraz mocniej się alienują. Na koniec pozostanie im luksusowy hotel w Jastarni odgrodzony od pobierającego 500 plus plebsu siatką pod wysokim napięciem. Obowiązywać tam będzie demokracja idealna i wolna od obcych klasowo elementów”. Dla kontrastu Piotr Zaremba o PiS: „Nawet jeśli nie nauczyli się perfekcyjnie rządzić, umieją skutecznie korzystać z instrumentów rządzenia, tyle się da powiedzieć o prawicowo-socjalnej ekipie”.
W „Newsweeku” czytamy, co myśli elita – tu reprezentowana przez reżysera Jana Klatę: „Pytanie, czy naszemu naczelnikowi w ogóle zależy na elitach. Raczej na ludziach posłusznych, którzy rozumieją, że mają u władzy dług, i których da się w razie czego wymienić. Najtrudniej jest w kulturze, bo tego nie da się zadekretować. Nocne głosowanie nie sprawi, że Piotr Zaremba stanie się Pawłem Demirskim, Wildstein – Olgą Tokarczuk, a Pietrzak – Bobem Dylanem. Mimo że oni są w zasadzie rówieśnikami. (…) Wszyscy ci, którzy bez prezesa sobie nie radzili, teraz mają swoją szansę. Gliński nie zostanie Kołakowskim czy Pomianem, ale może się zemścić za wyimaginowane krzywdy”.
W „Dzienniku Gazecie Prawnej” Bartek Godusławski o rekonstrukcji rządu: „Partia jest najważniejsza. Podobnie lojalność wobec niej. Legitymacja warunkiem koniecznym. Tak można podsumować rządową rekonstrukcję, w której PiS postawił na sprawdzonych polityków, nie zamierzając ryzykować na ostatniej prostej przed wyborami parlamentarnymi.