Mamy w Polsce pierwszego Polaka prześladowanego za wiarę. Jest nim pan Tomasz, pracownik szwedzkiej firmy Ikea, który w firmowym intranecie wyraził pogląd, że trzeba fizycznie likwidować homoseksualistów. „Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość” – napisał, cytując fragment Starego Testamentu. „Obaj będą ukarani śmiercią, a ich krew spadnie na nich”.
Opinia spotkała się z histeryczną reakcją firmy Ikea, która zwolniła pana Tomasza z pracy za sianie nienawiści do osób LGBT. W odpowiedzi w jego obronie stanął episkopat. „Gratulujemy Panu Tomaszowi odwagi w wyznawaniu i obronie wiary w codziennym życiu” – napisali biskupi, udzielając pełnego poparcia postulowanym przez niego rozwiązaniom. Z kolei minister Ziobro zasugerował, że firma, która wyrzuca z pracy katolika tylko dlatego, że popiera on fizyczną eliminację mężczyzn obcujących z innymi mężczyznami, „narusza porządek prawny i łamie prawa pracownicze”. A instytut Ordo Iuris powołał się na konstytucję, która każdemu gwarantuje prawo do wyrażania swoich poglądów.
Zgadzam się z instytutem i z ministrem Ziobrą, że z poglądami należy dyskutować, a nie wyrzucać z pracy tych, którzy je głoszą. W końcu zawsze można się w gronie biskupów i rządowych specjalistów zastanowić, czy uśmiercanie osób LGBT na pewno jest pomysłem trafionym? A jeśli tak, to czy w obronie wiary od razu eliminować prewencyjnie wszystkich homoseksualistów, czy tylko tych przyłapanych na gorącym uczynku? Można też rozważyć, czy obrzydliwców tradycyjnie kamienować, palić na stosie, wieszać albo topić, czy może – biorąc pod uwagę, że żyjemy w XXI w. – wystrzeliwać ich w kosmos. A może ze względów humanitarnych ograniczyć się do zakuwania w dyby i batożenia?