Pojechali nasi dziennikarze na konwencję programową PiS do Katowic, żeby zobaczyć i posłuchać, jak partia władzy przygotowuje się do zwycięstwa wyborczego. Dopiero po odsączeniu monumentalnego samochwalstwa, także tych wszystkich „zobowiązań do jeszcze bardziej wytężonej pracy dla ojczyzny” (prawdziwy cytat z prezesa), czy pompatycznych zaklęć („jesteśmy dziś wyspą wolności, wartością dla całego świata”) można było odgrzebać główny przekaz. W triumfującej, coraz bardziej otłuszczonej partii władzy Jarosław Kaczyński próbował znowu wzniecić ogień i bezwzględność rewolucji. Stąd komunikat, że rozpoczynająca się kampania wyborcza nie będzie zwyczajną rywalizacją polityczną, ale starciem z „ofensywą zła”. To zaś moralnie usprawiedliwia sięgnięcie po wszelkie środki i wszelkie dostępne zasoby, po każde oskarżenie, wymaga twardości i mobilizacji. Czołowi działacze partii chętnie podejmowali ten rewolucyjny ton: największy aplauz, oprócz kpin z opozycji, wzbudzały deklaracje ochrony Polski przed atakami (potężnych oczywiście) niszczących ideologii czy wezwania (zgromadzonej w Katowicach elity władzy) do obrony prostych ludzi przed arogancją i pogardą elit. W sumie: polityczny teatr, ważniejszy dla uczestników niż widzów.
Zaskoczonych, że tym razem w Katowicach PiS nie obiecał żadnej nowej pięćsetki, można uspokoić, że jeśli tylko przedwyborcze sondaże się zachwieją, we wrześniu na stół rzucone zostaną kolejne pieniądze. Uporczywa plotka głosi, że może to być np. „kieszonkowe plus”, czyli po 500 zł dla młodych ludzi, 18–26 lat, którzy w poprzednich wyborach w 70 proc. w ogóle nie głosowali. Na razie zostali zwolnieni z PIT, ale nie wiadomo, jak na taki warunkowy bonus zareagują.