Środowisko potraktowało jednak to wydarzenie szalenie poważnie: jak zamach na swoją wolność. Wszystko dlatego, że złamana została reguła, na której opierało się zaufanie filmowców do władzy.
Poszło o „Interior” Marka Lechkiego, „Mowę ptaków” Xawerego Żuławskiego, „Supernovą” Bartosza Kruhlika i „Żużel” Doroty Kędzierzawskiej – filmy, których widzowie jeszcze nie widzieli. Twórców niszowych, niezależnych, z wyjątkiem młodego Żuławskiego apolitycznych. Pod pretekstem braku z ich strony należytego profesjonalizmu organizatorzy uznali, że lepiej, gdy ich miejsce zajmą „poważniejsi” – w domyśle nieobojętni dla władzy – filmowcy, których bezboleśnie utrącić się nie da.
Jeszcze na dzień przed ogłoszeniem kapitulacji Leszek Kopeć, dyrektor festiwalu, szedł w zaparte, twierdząc, że sprawa jest zamknięta i spierać się nie ma o co. Do wycofania z błędnej decyzji bez głośnych protestów całego środowiska by nie doszło. Złamanie zasady polegało na tym, że nie uszanowano gentlemen’s agreement zobowiązującej Komitet Organizacyjny do respektowania ośmiu pierwszych wskazań Zespołu Selekcyjnego, wśród których figurowała wspomniana czwórka (resztę tytułów organizatorzy dobierają wedle własnego uznania). Gdy okazało się, że praca selekcjonerów została ośmieszona, do dymisji podał się cały Zespół Selekcyjny. „Jest to kolejny dowód (...) na rezygnację organizatorów Festiwalu z artystycznych priorytetów na rzecz »branżowych« układów – zaprotestowała Gildia Reżyserów Polskich. – W takim kształcie Festiwal Polskich Filmów Fabularnych nie będzie w stanie dotrzymać kroku rozwojowi polskiego kina. Grozi mu prowincjonalizacja oraz bojkot ze strony artystów, którzy będą zmuszeni szukać innego, bardziej wiarygodnego forum dla swojej twórczości”.