Pojawiła się sprawa automatów do gier, w którą przewodniczący miał być zamieszany (śledztwo umorzono). Ale przecież większość starych znajomych Jaskierni daje wiarę jego zapewnieniom o niewinności. – Nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Wiem tylko, że Jurek jest bardzo ostrożnym człowiekiem – mówi poseł Tadeusz Iwiński. Podobny dylemat ma posłanka Izabella Sierakowska: – Znam Jurka jako superuczciwą osobę. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Nikt nie wie.
Nagle okazało się jednak, że z działalności przewodniczącego klubu nie są zadowoleni ani jego członkowie, ani premier. Sytuacja jak z koszmarnego snu: wszyscy się ze współczuciem odwracają. – Leszek Miller od początku kadencji wściekał się, że klub jest mało aktywny, że Jaskiernia nie wykazuje żadnej inwencji. Czeka na instrukcje. Nieraz Miller albo ktoś z jego otoczenia musiał dzwonić do przewodniczącego klubu, podpowiadając mu, co ma zrobić – twierdzi bliski współpracownik premiera.
Płot w płot z Millerem
– Odkąd Jurek został przewodniczącym klubu, bardzo się zmienił, zamknął się w sobie. Myślę, że uwiera go gorset dyspozycyjności nałożony przez premiera. Dlatego nie może dogadać się z klubem – przekonuje Sierakowska.
Ciekawe, że większość członków klubu nadal uważa, że Jaskiernia zawsze był i jest człowiekiem Millera. Nawet mieszkać musi zawsze obok niego: niegdyś w prominenckim blokowisku z czasów PRL (przezywanym Zatoką Czerwonych Świń), a dziś w chronionym osiedlu domków jednorodzinnych spółdzielni Dębina.