Wiarygodność przedsięwzięć, w których działa pan Huszcza, jest zerowa – powiedział prezydent Aleksander Kwaśniewski, komentując publicznie turecki projekt centrum lotniczo-rozrywkowego w Białej Podlaskiej. Jaką to przeszłość Huszczy miał na myśli?
Niecodziennie głowa państwa kwestionuje wiarygodność biznesmena, starającego się dotychczas działać raczej w cieniu – i na dodatek swego dawnego współpracownika, skarbnika partii w najtrudniejszym okresie przepoczwarzania PZPR w SdRP. Podobnej wypowiedzi prezydenta o innych osobach nikt nie pamięta. W publiczny spór z Aleksandrem Kwaśniewskim wdał się jedynie Jerzy Jaskiernia, wyrażając zdziwienie faktem, że prezydent był uprzejmy zająć się w ten sposób Wiesławem Huszczą, którego on osobiście bardzo ceni. Premier Leszek Miller dystansował się od słów prezydenta z większym umiarem, stwierdzając w radiu publicznym, że nie potrafi ocenić kompetencji i umiejętności, jakimi dysponuje dziś pan Huszcza. Sam zainteresowany szybko zrezygnował z członkostwa w radzie nadzorczej spółki Epit, która przymierza się do śmiałego projektu w Białej Podlaskiej, wyłączył na kilka dni telefon i postanowił publicznie nie zabierać głosu w sprawie. Tak zresztą, jak nie zabierał go od lat 12, a więc od czasu, kiedy to przestał być skarbnikiem SdRP, kończąc tym samym swoją krótką, ale intensywną przygodę z bezpośrednim uprawianiem polityki. Pytanie: co takiego zdarzyło się 12 lat temu, co do dziś irytuje prezydenta?
Oficjalny życiorys Wiesława Huszczy podawany przez media jest krótki: ostatni skarbnik PZPR i pierwszy SdRP, razem z Leszkiem Millerem był na Krymie w czasie puczu Janajewa, napisał list do KPZR z propozycją prowadzenia wspólnych interesów, zakładał rozliczne partyjne spółki, współuczestniczył w zdeponowaniu pieniędzy PZPR w jednej z adwokackich kancelarii i ich wywiezieniu za granicę (w tej sprawie prokuratura prowadziła śledztwo, ostatecznie umorzone, a proces wytoczony w tej sprawie tygodnikowi „Wprost” przez grupę czołowych działaczy SLD, wśród których był też Huszcza, zakończył się przeprosinami tygodnika). Wyrzucony przez Aleksandra Kwaśniewskiego, wszedł w świat biznesu, w którym poruszał się z umiarkowanym powodzeniem. Tak czy inaczej z oficjalnej biografii wywnioskować można, że świat Wiesława Huszczy to wyłącznie świat pieniędzy, partyjnych i swoich. Niektórzy są zdania, że być może te sfery się przenikały. A może przenikają nadal?
– Same bzdury – mówi działacz SLD bardzo wysokiego szczebla, bo głównie w ich kręgu na początku lat dziewięćdziesiątych obracał się człowiek o zerowej dziś wiarygodności. – Huszcza nigdy nie był skarbnikiem PZPR, skarbnikiem był Mieczysław Wilczek, Huszcza był skarbnikiem SdRP. Kwaśniewski, jako przewodniczący, nie mógł Wieśka wyrzucić, po prostu w ramach corocznych ocen kierownictwa Rada Krajowa SdRP nie udzieliła mu wotum zaufania i to nie tyle za sprawy finansowe, ile za sposób bycia. On chciał mieć władzę, a ponieważ miał jej mało, więc otaczał się aurą tajemniczości, wszystko było tajemnicą, wszystko schowane pod stołem. Na dodatek był bufonowaty, kochał blichtr władzy i jeszcze ta jego dandysowatość, te różowe koszule...
Wiesław Huszcza został więc pierwszym skarbnikiem SdRP, a być może przez moment był jeszcze skarbnikiem PZPR, bowiem zjazd likwidacyjny i inicjujący to był istny przekładaniec. Najpierw obradowała PZPR, potem przerwała, potem powstała SdRP, a potem zakończyła działalność PZPR i nikt nie ukrywa, że chodziło o następstwo prawne, a więc przede wszystkim majątkowe. Nie zmienia to faktu, że dla czołowych działaczy nowej partii pojawienie się Huszczy na kluczowym stanowisku skarbnika było zaskoczeniem. – Przyszedł w aureoli tego, który poradzi sobie ze sprawami finansowymi, choć w żaden sposób nie był wcześniej związany z Nowym Światem (siedziba KC PZPR – przyp. jp) – mówi inny bardzo znany działacz. – Skąd się wziął, nie wiem, to była zaskakująca propozycja personalna, ale musiał mieć zaufanie zarówno Aleksandra Kwaśniewskiego, przewodniczącego partii, jak i sekretarza generalnego Leszka Millera. Inny działacz: – Huszcza pojawił jak królik z kapelusza, gdyż tak naprawdę nie był szerzej znany, ale pojawił się w gronie młodych ludzi, których wyciągał Leszek Miller, takich jak Sławek Wiatr czy Tadek Iwiński, którzy byli bardziej znani. Nikt więc nie protestował, także dlatego, że skarbnik to był pion sekretarza generalnego i wszyscy wiedzieli, że musiał być jakiś układ.
Wiesław Huszcza wziął się ze Smolnej, z ZSMP. Pod swe skrzydła przygarnął go Jerzy Jaskiernia, ówczesny szef tej organizacji. Huszcza wpadł mu w oko jako przewodniczący śródmiejskiej, a więc największej organizacji ZSMP. Był dynamiczny, miał pomysły, był wysportowany, zachęcał innych do biegania, do pływania, był przecież absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego. To był nowy człowiek na nowe czasy i na nowy pomysł, czyli wejście ZSMP w środowisko akademickie, zdominowane całkowicie przez ZSP, czyli Ordynacką (przy tej ulicy miało swoją siedzibę). W ZSMP panował swego rodzaju kompleks, że jest to organizacja ludzi ze średnim wykształceniem, a ci z wyższym trafiają się z rzadka. Na III Zjeździe ZSMP w 1981 r. postanowiono, że związek musi zaistnieć również na uczelniach i Wiesław Huszcza został pierwszym kierownikiem Wydziału Młodzieży Akademickiej. – Siedzieli razem z Markiem Goliszewskim, zastępcą kierownika, na czwartym piętrze, na poddaszu – mówi inny, też bardzo znany działacz z rodowodem ze Smolnej. Goliszewski, obecnie szef BCC, chciał wydawać pismo bardziej otwarte niż ówczesna mocno cenzurowana prasa (ukazało się ostatecznie jako „Konfrontacje”, już pod egidą Jaskierni jako szefa Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego; na Smolnej powstały tylko dwa próbne numery). Tak więc Huszcza zajmował się działalnością organizacyjną, którą Jaskiernia bardzo cenił; nic nie wskazuje też na to, żeby w mniejszym stopniu cenił ją Jerzy Szmajdziński, kolejny szef ZSMP, a Goliszewskiego bardziej pociągała praca redakcyjna. W każdym razie obaj panowie zgodnie współpracowali i w końcu Huszcza rekomendował Goliszewskiego do PZPR, a Jaskiernia zauważał, że w gruncie rzeczy byli bardzo podobni: młodzi, dynamiczni, wysportowani, weseli, otwarci.
– Wydział Młodzieży Akademickiej przy ZSMP był tworem raczej fikcyjnym – mówi osoba ze środowiska, bardziej obserwator niż działacz – a Huszcza do Smolnej mało pasował. Był po prostu zbyt progresywny (proszę nie pomylić: progresywny, nie postępowy) jak na to środowisko. Huszcza był i jest człowiekiem uroczym towarzysko, o dużej kulturze osobistej, jest dobrze wykształcony, z nim można interesująco rozmawiać na bardzo wiele tematów.
Niewątpliwie Wiesław Huszcza jest osobą ciekawą. Absolwent AWF, ale pracę magisterską pisał o ewolucji duszy i ciała w Kościele katolickim (coś między św. Augustynem i św. Tomaszem), a więc raczej w pionie ówczesnych nauk politycznych. Jako student stał na bramce w klubie Stodoła wspólnie z Maciejem Jankowskim, późniejszym szefem mazowieckiego regionu Solidarności (wówczas wydawał się człowiekiem mocno w sobie zamkniętym, ale bardzo miłym), awansował nawet po Jankowskim na szefa bramki. Pracował w Centralnym Ośrodku Sportu, gdzie założył swoje pierwsze koło ZSMP.
– Wiesiek nie pasował do kolegów ze swojej organizacji, widać było, że on chce dobrze żyć, dobrze i drogo się ubierać, zarabiać pieniądze – i pewnie parę ładnych groszy w życiu zarobił – mówi obserwator ze środowiska.
Nie pasował, a jednak został działaczem bardzo wysokiego szczebla. Przede wszystkim z wyboru Leszka Millera. – Huszcza zawsze był człowiekiem Millera, a nie Kwaśniewskiego – i to było jasne. Grupa funkcjonariuszy, zapewne w wyniku jakiegoś kompromisu frakcji, wypromowała go na stanowisko skarbnika, choć nie miał żadnych kwalifikacji do prowadzenia spraw finansowych. I potem było już tak, że czego się Wiesiek nie dotknął, to pieniędzy nie było. Były tylko przedziwne umowy jakichś spółek, gdzie SdRP – mając nawet 90 proc. udziałów – nie miała żadnych praw, bo do podjęcia decyzji potrzeba było na przykład 97 proc. udziałów. Tak mówi bardzo ważny działacz związany z Ordynacką, a nie ze Smolną czy Nowym Światem. To bardzo ważne rozróżnienie, obowiązujące do dzisiaj.
Inny bardzo ważny działacz, choć nie z pierwszych stron gazet, proponuje, by na sprawy nie patrzeć ahistorycznie. – Trzeba wziąć pod uwagę czas, kiedy Huszczy przyszło działać w SdRP. To był czas przemian i nieustannego zagrożenia. Komisja rządowa pod przewodnictwem Jacka Ambroziaka, szefa URM w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, oddawała partii to, na co miała akty własności, i to, co niewątpliwie pochodziło ze składek – i ten układ przyjęty przez rząd i Sejm był sprawiedliwy. Ale potem zaczęła się kolejna polityczna zawierucha, która doprowadziła do uchwalenia ustawy o praktycznej konfiskacie majątku byłej PZPR, podważono więc akty notarialne. Partii groziło, że zostanie zupełnie bez pieniędzy, a tu trzeba było zwolnić ponad 10 tys. osób, dać im odprawy, no i dalej jakoś egzystować, prowadzić kolejne kampanie wyborcze. To był czas, kiedy wszyscy uczyli się kapitalizmu.
Uczył się go też Wiesław Huszcza, choć ludziom z zespołu Ambroziaka nie wrył się jakoś szczególnie w pamięć. – Gdy pojawiały się kwestie bardzo kontrowersyjne, a pojawiały się często, przychodził na rozmowy bardzo konkretny Andrzej Gdula (dziś doradca prezydenta – przyp. jp). W każdym razie za czasów Huszczy rzeczywiście zwolniono z pracy 11 tys. działaczy i to w trybie ekspresowym (groziło, że w ciągu kilkudziesięciu godzin konta zostaną zablokowane) i nikt się nie skarżył na złe potraktowanie, nikt do sądu nie chodził. Resztę pieniędzy postanowiono zainwestować w różne przedsięwzięcia, prowadzone zarówno samodzielnie jak i we współpracy z KPZR, która na skutek obejmujących Europę przemian szybko straciła zainteresowanie inwestycjami typu: wymiana kilkuset tysięcy par rajstop czy artykułów opatrunkowych za towary sprowadzane z ZSRR. Powiedzieć, że z całej tej współpracy została resztówka wymiany wczasowej, w ramach której państwo Huszczowie i Millerowie znaleźli się na Krymie, przypadkowo w czasie puczu Janajewa (sami puczyści nie znali dnia ani godziny), to oczywiście przesada, ale faktem jest, że współpraca ze Wschodem praktycznie padła. Padły też rozliczne spółki o nazwach Medicat, Gravicot, Transakcja, Agencja Gospodarcza czy fundacje Wschód–Zachód, Współpraca, Nauka, Kultura, które w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych przewijały się przez liczne publikacje prasowe i w których próbowano odnaleźć pieniądze byłej PZPR.
W samej SdRP też robiło się coraz bardziej nerwowo. Padały pytania: co się stało z pieniędzmi? Szczególnie nasiliły się po kampanii wyborczej z 1991 r., kiedy to okazało się, że budżet się „nie spina” i brakuje więcej pieniędzy, niż miało brakować. Pytano też, czy Huszcza jest tylko nieudolny, czy też jest coś więcej w tej sprawie. Po prostu kasa była pusta. – Wiesiek znalazł się wówczas w bardzo trudnej sytuacji – opowiada działacz. Włodzimierz Cimoszewicz w jednym z wywiadów mówił nawet, że „Huszcza i Miller obracali ogromnymi pieniędzmi i nie wiadomo, co się z nimi stało”. Wtedy też z inicjatywy Aleksandra Kwaśniewskiego powołano specjalną komisję pod kierunkiem Jacka Piechoty, która miała przyjrzeć się pieniądzom i interesom partii. Komisja przyjrzała się pustej kasie, ale też nie stwierdziła, by Huszcza działał na własny rachunek. Po prostu były superoptymistyczne projekty, a potem okazało się, że umowy pozawierano źle, różni ludzie powystawiali SdRP i jej spółki do wiatru. Młody, zdolny, dynamiczny organizator po prostu okazał się marnym finansistą, czy jak niektórzy mówią – finansowym fantastą. – Mój Boże, czy też każdy na początku lat dziewięćdziesiątych musiał znać się na finansach – wzdycha jeden z wcześniejszych promotorów nieudanego skarbnika. – Wielką odwagą było to, że w ogóle podjął się zadania.
Przygoda Huszczy z pieniędzmi SdRP skończyła się uchwaleniem mu wotum nieufności przez Radę Krajową w styczniu 1992 r. i ustanowieniem nowego skarbnika, którym został Edward Kuczera, finansowa ostoja partii do dziś. – Edek latami musiał spinać to, co Wiesiek zostawił i właściwie to on powinien mieć największy żal do swego poprzednika – to powszechna opinia w SLD o obecnym skarbniku, który jest dziś w partii osobą o wiele bardziej wpływową, niżby to wynikało z funkcji, którą piastuje. Niektórzy mówią jeszcze, że to Kuczera najbardziej gonił Huszczę, gdy ten pojawiał się w latach następnych na Rozbrat, ale inni tego nie potwierdzają. – Edek nie ma czasu na takie zabawy.
Na spec-zespole Piechoty nie skończyło się jednak śledzenie interesów Huszczy z użyciem partyjnych pieniędzy. Po zmianie skarbnika Kwaśniewski, Miller i Kuczera zwrócili się do prokuratury i kontroli skarbowej o zbadanie tych podmiotów, w których rozpłynęły się pieniądze SdRP. Okazało się, że nie ma żadnych podstaw, aby Huszczy postawić jakiekolwiek zarzuty i wystąpić przeciwko niemu do sądu. Po prostu nie wyszło. Sam były skarbnik zdaje się z pokorą przyznawać, że jemu nie wyszło, a Kuczerze się udało. Z tego też powodu zniknął z działalności politycznej, a oddał się biznesowej, już na własne konto („być może po 10 latach wiele się nauczył” – mówił w publicznym wywiadzie po tureckiej sprawie Leszek Miller). W każdym razie lista spółek prywatnych i z udziałem Skarbu Państwa, w których w minionych i obecnych latach zasiadał i zasiada Wiesław Huszcza, jest tak liczna, że samo wymienienie ich nazw zajęłoby połowę gazetowej strony. Sam jest dziś właścicielem firmy konsultingowej i drugiej, zajmującej się między innymi działalnością deweloperską, ma eleganckie biuro w eleganckim biurowcu, w którym na dole mieści się restauracja uchodząca za bardzo blisko związaną z kręgami SLD.
– W partii nie ma wobec Wieśka ostracyzmu, jest zapraszany na wszystkie uroczystości, widuje się go w Kancelarii Premiera, choć to, co piszą gazety, że jest doradcą premiera, to oczywiście przesada. Bywa na licznych spotkaniach towarzyskich, na imieninach – relacjonują działacze. Może dlatego tak wielu zdziwiła emocjonalna wypowiedź prezydenta, która niewątpliwie dla kogoś, kto kręci się w świecie biznesu, może okazać się zabójcza. Przynajmniej przejściowo. Stąd spekulacje: czy atak na Huszczę to kamyczek na drodze trudnej i szorstkiej przyjaźni Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera, czy też kolejny akt wrogości między Smolną i Ordynacką, a może po prostu – jak chcą zwolennicy prezydenta – zwyczajna niechęć do kogoś, kto bardzo zawiódł zaufanie w najtrudniejszym momencie?
Doświadczony obserwator z lewicowego środowiska: – Takich jak Huszcza jest bardzo wielu; słabo identyfikowani partyjnie krążą w pewnym układzie koleżeńsko-polityczno-biznesowym, w coraz większym stopniu ze służbami specjalnymi w tle, w którym liczą się nie tyle kwalifikacje, ile właśnie powiązania i układy. Raz mają się gorzej, a raz lepiej, zawsze jednak jakoś lądują. To oni stanowią zaciąg przy obsadzaniu zarządów i rad nadzorczych, a nawet dość wysokich stanowisk państwowych. Znikają z jednego miejsca, pojawiają się w innym. To ciągle jeszcze jest ich czas, choć już powoli się kończy.
Bardzo wysoki rangą działacz SLD dość podobnie w gruncie rzeczy podsumowuje karierę Wiesława Huszczy: – Jeżeli ktoś szuka w tej sprawie afer kryminalnych, to ich raczej nie znajdzie. Dzieje Wieśka to raczej drobny przyczynek do życiorysu pewnego pokolenia, które kiedyś zahaczyło o działalność polityczną, a potem zaczęło działać w biznesie i na styku polityki z biznesem. Tu pada kilka bardzo znanych nazwisk szefów – obecnych i byłych – różnych spółek, przeważnie Skarbu Państwa, którzy rekrutują się z obu zaciągów, ze Smolnej i z Ordynackiej. Nie ma wśród nich jedynie tych z Nowego Światu. To już zdecydowanie inne pokolenie.
PS: Powyższy tekst powstał na podstawie rozmów między innymi z (w porządku alfabetycznym): Jackiem Ambroziakiem, Markiem Goliszewskim, Krzysztofem Janikiem, Maciejem Jankowskim, Jerzym Jaskiernią, Edwardem Kuczerą, Jackiem Piechotą, Dariuszem Szymczychą, Mieczysławem Wilczkiem, Januszem Zemke.
-
Wiesław Huszcza
-
syn gen. Zygmunta Huszczy, wiceministra oświaty i wychowania (1972–1982) i prezesa Ligi Obrony Kraju (1982–1988).
-
W 1997 r. nabywa 100 proc. udziałów spółki Consulting Management Trade (CMT) i zostaje jej prezesem.
Pod koniec lat 90. kupuje pakiet udziałów w Korporacji Rozwoju Wschód–Zachód, działającej wokół inwestycji w Białej Podlaskiej. Na przełomie 1999–2000 CMT ma ponad 20 proc. udziałów w Korporacji, 62,2 proc. należy do polskiego przedstawicielstwa cypryjskiej firmy Delstel Holding Ltd., której reprezentantem jest Huszcza.
Wrzesień 2000 – całość akcji holdingu przejmuje firma Epit Vahapa Toya. Spółka przyjmuje nazwę Epit&Korporacja Rozwoju Wschód–Zachód (KRWZ); Huszcza przewodniczy jej radzie nadzorczej.
Lipiec 2001 – utworzona zostaje kolejna spółka – Korporacja Inwestycji Regionalnych, która ma rozbudowywać bialskie lotnisko i autostradę; udziały w niej poza Epit&KRWZ ma Mennica Invest, w której zatrudniony jest brat Huszczy, Zbigniew; Huszcza zasiada w radzie nadzorczej.
Styczeń 2002 – Epit&KRWZ podpisuje z władzami samorządowymi Częstochowy list intencyjny w sprawie budowy kompleksu turystyczno-pielgrzymkowego; do dzisiaj nie podpisano umowy.
Marzec 2002 – firma WSC Investment, w której Huszcza posiada pakiet większościowy (41 z 80 udziałów; reszta należy do firmy ORO Frucht Import GmbH Sławomira Ambroża, wiceprezesa Epit&KRWZ), kupuje 98 proc. udziałów w firmie posiadającej najbardziej atrakcyjny teren w Gdańsku – Wyspę Spichrzów. Pozostałe 8 proc. nabywa od miasta Mennica Invest.
Marzec 2002 – WSC Investment składa w podwarszawskiej gminie Włochy wniosek o budowę dużego kompleksu handlowo-konferencyjnego.
Wrzesień 2002 – Huszcza zrzeka się funkcji szefa rady nadzorczej Epit & KRWZ.