„Warto się zastanowić, czy w przyszłości tego typu imprezy powinny być organizowane”, oświadczył minister edukacji Dariusz Piontkowski. O dziwo nie mówi o chaotycznej i wciąż jeszcze niezakończonej rekrutacji do szkół średnich, ale o marszach równości. Zdaniem ministra edukacji skoro marsze budzą społeczny opór, to lepiej w ogóle ich nie organizować. Istotnie, to nieładnie denerwować zebranych np. pod pomnikiem w Białymstoku kibiców – oni i tak mają dużo nerwów, zwłaszcza jak ich policja po całym mieście szuka.
Ogólnie widać, że Ministerstwo Edukacji chciałoby przede wszystkim spokoju. Zwłaszcza wśród rodziców. W ramach uspokajania minister edukacji oświadczył, że wbrew temu, co mówią samorządowcy, nauczyciele, rodzice czy sami kandydaci, rekrutacja do szkół średnich przebiegła fantastycznie. Wprawdzie ostatecznie zakończy się dopiero pod koniec sierpnia, ale przecież kto potrzebuje więcej niż kilku dni na przygotowanie się do nauki w nowej szkole? Poza tym nauczyciele są zapewne wypoczęci, bo strajkowali, więc nie powinni się skarżyć na pracę w wakacje, a młodzież sama jest sobie winna, bo przystąpiła do rekrutacji najwyraźniej nieświadoma, że dziesięć lat temu też było wielu kandydatów do liceów.
Co prawda sam minister przyznaje, że są miasta, gdzie nawet 20 proc. uczniów nie znalazło miejsca w szkole w pierwszym etapie rekrutacji, ale za to są miejsca, gdzie było to tylko kilka procent, więc gdzie problem. Procenty w ogóle przemawiają na korzyść ministerstwa, bo w skali kraju już 89 proc. uczniów znalazło miejsce w szkołach średnich. Umiłowanie ministerstwa do procentów jest godne podziwu i świadczy o tym, że edukacja matematyczna, zwłaszcza ta kreatywna, wstaje w końcu z kolan. Poza tym uczniowie, „którzy skończyli gimnazja, nie konkurują z absolwentami szkół podstawowych, ponieważ rekrutacja do tych szkół prowadzona jest oddzielnie”.