Koalicja Polska, czyli siły PSL, ruchu Kukiz’15 i Unii Europejskich Demokratów, świętowała w hotelu Gromada. Połączone sale Malwa i Stokrotka, mogące pomieścić 230 osób w ustawieniu koktajlowym, nie zostały zupełnie wypełnione. Przyszła tylko część liderów (zabrakło m.in. Waldemara Pawlaka) plus sztabowcy i niewielka grupa działaczy starszej daty oraz partyjnej młodzieży.
Była chóralnie odśpiewana „Rota” oraz ostrożnie pozytywny nastrój, wynikający ze zbliżenia się w exit poll do dwucyfrowego wyniku. Wyższego od średniej z kampanijnych sondaży, co w gorących powyborczych analizach pozwoliło dostrzec w KP, a zwłaszcza we Władysławie Kosiniaku-Kamyszu, jednego ze zwycięzców wyborów po stronie opozycyjnej. – Poszliśmy do dużych miast – objaśnia strategię ludowców Władysław Teofil Bartoszewski, jedynka listy w Warszawie. – Pokazaliśmy, mając za lidera doktora medycyny, że jesteśmy partią inteligentów, centrowo-prawicową, najbardziej zieloną, nowoczesną, ale przywiązaną do tradycji. Kukiz zdecydowanie pomógł, a bez nas nie zebrałby podpisów i w ogóle nie mogliby startować. Nie walczyliśmy o życie, tylko o dobry wynik, więc pomysł z Kukizem był słuszny. I dla niego, i dla nas – dodaje.
Z perspektywą takiego wyniku łatwiej bronić racjonalności sojuszu antysystemowych kukizowców z uosabiającym partyjny system PSL. – Połączenie, które niektórym wydawało się zaskakujące, zadziałało. Polsce potrzebne jest nowe, racjonalne centrum, odrzucające wojnę polsko-polską, politykę populistyczną, niemerytoryczną, nienawiści, podkręcania negatywnych emocji. Możemy zmienić układ sił i właśnie wokół koalicji PSL i Kukiz’15 może powstać dużo potężniejsza siła – zapewnia Stanisław Tyszka z Kukiz’15.