Sytuacja robiła się już nieznośna. Duża część opozycji i jej elektoratu czekała omalże ze wstrzymanym oddechem na decyzję byłego szefa Platformy, a ten zdawał się hamletyzować. Dywagacje miały trwać jeszcze miesiąc, do początku grudnia, kiedy Polakowi kończy się kadencja przewodniczącego Rady Europejskiej.
Tusk wyrósł ponad polską politykę
Za kandydaturą Donalda Tuska przemawiało wiele argumentów. Były premier ma ogromne doświadczenie polityczne, wygrywał w Polsce wiele kampanii. Przez siedem lat pełnił stanowisko szefa rządu, i to sprawującego realną władzę, co pozostaje niepobitym rekordem. Pośród polskich polityków ma też największe chyba zdolności komunikacyjne, nikt tak jak on nie potrafił rozmawiać z wyborcami.
Pobyt w Brukseli i sprawowanie kluczowego urzędu w Unii Europejskiej jeszcze zwiększyły jego wagę polityczną. Tusk rozmawiał z najważniejszymi przywódcami globu, prezydentami USA i Francji, kanclerz Niemiec, premierami Wielkiej Brytanii czy Japonii. Z pewnością zmieniła się jego perspektywa, ma dużą świadomość globalnych problemów czy wyzwań związanych z ekologią, globalizacją czy groźbą populizmu. Znacznie wyrósł ponad zaściankową polską politykę.
Daniel Passent: Prezydencki paraliż opozycji
Bagaż niepopularnych decyzji
Tusk mimo to nie zdecydował się kandydować. W wywiadzie dla polskich telewizji powiedział, że do pokonania PiS „potrzebna jest kandydatura, która nie jest obciążona bagażem trudnych, niepopularnych decyzji, a ja takim bagażem jestem obciążony od czasów, kiedy byłem premierem”.
Zdecydował więc duży elektorat negatywny, wynikający z sondaży (były premier podobno sam zamówił badanie).