Kraj

Ściema emerytalna

Garry Knight / Flickr CC by 2.0

Premier Mateusz Morawiecki w swoim exposé zaproponował, żeby zagwarantować w konstytucji prywatność pieniędzy gromadzonych przez nas na starość w Pracowniczych Planach Kapitałowych oraz na indywidualnych kontach emerytalnych. Żeby żadna władza nie mogła ich już zabrać, jak stało się to z pieniędzmi z OFE – ich ostatecznej likwidacji dokona zresztą rząd PiS. Pomysł, który ma spodobać się także opozycji i odbudować zrujnowane zaufanie do państwa, dla przyszłych emerytów może jednak oznaczać przykre niespodzianki.

Pieniędzmi gromadzonymi w PPK, do których zostajemy zapisani automatycznie, choć są nasze, prywatne, zarządzać będą głównie finansowe instytucje państwowe, jak Polski Fundusz Rozwoju czy bank PKO BP. Z przemówienia premiera jasno wynika, że te dziesiątki miliardów złotych rocznie mają inwestować w realizację jego wielkich projektów rozwojowych – takich jak „przekop Mierzei Wiślanej, tunel do Świnoujścia, budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, Via Baltica, Via Carpatia, budowa ponad stu obwodnic, remonty setek dworców, szpitali, szkół, (…) potężne inwestycje w energetykę odnawialną i konwencjonalną” itp.

Pomysł, aby za oszczędności emerytalne rozwijać gospodarkę, nie jest ani zły, ani nowy. Musi to jednak robić państwo sprawne, które będzie się kierować ekonomiczną racjonalnością projektów, nie zaś względami politycznymi czy też zachciankami premiera, któremu marzy się, że zostanie twórcą współczesnego Centralnego Okręgu Przemysłowego, jaki zbudowano w XX-leciu międzywojennym. Dotychczasowe wizje historyka z rynkową efektywnością się jednak rozmijały albo w ogóle nie zostały zrealizowane. Premier, który na progu drugiej kadencji powinien się z tego wytłumaczyć, wolał to przemilczeć. Dowodów na sprawność państwa jako organizatora dużych inwestycji więc nie dostarczył.

Polityka 48.2019 (3238) z dnia 26.11.2019; Komentarze; s. 11
Reklama