Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy to zawsze była radość, zabawa i prawdziwe poczucie wspólnoty. Do ubiegłego roku. Tragiczna śmierć prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, zamordowanego podczas orkiestrowego święta radości i miłości, coś zmieniła. Pokazała dotkliwie, że prócz miłości i wspólnoty są głupota i nienawiść. Na wyciągnięcie ręki.
Niby to było wiadomo, nie jesteśmy naiwnymi idealistami, ze złem mamy do czynienia częściej niż z dobrocią ludzką, niestety. Ale ten dzień był dotychczas w pewnym sensie święty. To był dzień wyłącznie czynienia dobra. Uśmiechu i dumy z nas samych. Miło czynić dobro i wszyscy czujemy się wówczas uświęceni. Dać wsparcie komuś w biedzie – to przyjemne i twórcze. Owsiak wszystkich nas dowartościowywał, przez chwilę mogliśmy się poczuć lepsi, więksi.
Dlatego tak bardzo dotknęło nas, wyznawców Owsiaka i Orkiestry, to, co się stało przed rokiem w Gdańsku. Dlatego nigdy już nie będzie tak, jak było: beztrosko. Bo się o tę śmierć Adamowicza postarzeliśmy. Czy to dobrze i czy potrafimy wyciągnąć wnioski z przeżytych wydarzeń? To się okaże tej niedzieli wszędzie tam, gdzie gra Orkiestra.
Czytaj także: Wolne Sądy i Jerzy Owsiak z nagrodą TOK FM im. Anny Laszuk
Czego nas uczy Jurek Owsiak?
Wyciągnąć wnioski to znaczy stanąć ramię w ramię przeciw nienawiści, agresji, przemocy, podłości. W obronie wartości, jakie – gdy zagrała Orkiestra – wyznawaliśmy dotychczas.