Tadeusz Żeleński Boy napisał w 1909 r., iż „Pełna wrzasku ziemia polska,/Od Czikago do Tobolska./Oj oj oj”. Przerobił go (splagiatował?) kabareciarz Jan Pietrzak, który tak nasiąkł miłością do armii PRL (w latach 1948–57 był słuchaczem Korpusu Kadetów i Oficerskiej Szkoły Radiolokacji), że uderzył w militarną nutę: „I ruszała w pole wiara,/Od Chicago do Tobolska”.
Że jednak nikt się w pole nie wybierał, wpadł Pietrzak na pomysł całkiem nowy. Rzucił oto ideę (ja wam rzucam myśl, a wy ją łapcie), żeby ku czci Bitwy Warszawskiej 1920 r. przerzucić nad Wisłą w stolicy wielki łuk, na szczycie którego stanęliby w blasku słońca: komendant Józef Piłsudski, Matka Boska, która cud przyniosła, albo ksiądz Ignacy Jan Skorupka, ewentualnie wszyscy razem. Już się fundacja zawiązywała, już ponoć pierwsze pieniądze wpłynęły, handlarze dewocjonaliami rączki zacierali, aż tu...
W „Sieci” ogłosił profesor Aleksander Nalaskowski: „Kraj postawiony na fundamentach fałszu świadomie i cynicznie podawanego jako prawda nie jest wieczny, ale póki trwa, to trwa dotkliwie. Tego właśnie doświadczamy. Kiedyś i teraz. (...) Dlatego pomnik Bitwy Warszawskiej, pokaźny, doniosły i piękny musi w stolicy stanąć. I powinien być dwa razy wyższy niż Pałac Kultury. Albo... stanąć na jego miejscu”.
I jak się ma do tego propozycja Pietrzaka? – Brak wyobraźni, rozmachu, chciałoby się rzec, skąpstwo. A może sabotaż?
Czytałem niegdyś bardzo dobrze udokumentowaną książkę „Mawzoliej W.I. Lenina”. Autorzy omawiają w niej różne projekty na grób-pomnik wodza rewolucji, jakie powstały w latach 1925–28. Przyznać trzeba, że radzieccy artyści śmielsze i większe mieli wtedy koncepcje niż Pietrzak i Nalaskowski razem wzięci.