Nowy szef PO Borys Budka to maratończyk, ale tylko po godzinach pracy. W polityce jest sprinterem. Posłem Platformy został w 2011 r. i już po dwóch kadencjach jest jej przywódcą. A nogami przebierał już wcześniej. Startował na szefa PO już w 2016 r. Wtedy jednak pewniakiem był Schetyna, więc Budka się w porę wycofał i wywalczył stanowisko wiceprzewodniczącego. Jak zaraz zobaczymy, na tle swojej generacji jest wyjątkiem, i to w najważniejszej dla polityka kategorii.
W PO nie jest jednak nowicjuszem, bo działa w niej od 2002 r., czyli niemal od samego początku istnienia ugrupowania. Był już radnym, wiceprzewodniczącym rady Zabrza, a później przewodniczącym, kandydował także na prezydenta Gliwic (zajął trzecie miejsce). W Sejmie VIII kadencji został członkiem komisji sprawiedliwości i praw człowieka oraz komisji ustawodawczej, a także zastępcą przewodniczącego komisji nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach. Wszedł w skład Krajowej Rady Sądownictwa, w końcu został ministrem sprawiedliwości. Jak na 42 lata, przygotowany do rządzenia jest świetnie. Posiada także najlepsze możliwe dla polityka wykształcenie: jest prawnikiem i doktorem ekonomii.
Rzadko branym pod uwagę atutem w polityce jest wsparcie żony. Jeśli przypomnieć najskuteczniejszych politycznie liderów w historii, szybko okaże się, że stale powtarzającym się faktem w ich życiorysach jest silna żona i stabilna rodzina, które zapewniają politykowi „spokój z tyłu”. Polityk jest pod stałym i bezlitosnym ostrzałem mediów, zalewem spraw do rozwiązania i stałą rywalizacją w partii i na zewnątrz. Gdyby nie miał odskoczni w życiu prywatnym, zwariowałby, przepracował się, popełniał głupie błędy, w końcu przegrał i wycofał się.
Silny mandat
Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski czy Donald Tusk to przykłady polityków, którzy mogli liczyć na wsparcie swoich żon i rodzin.