EDWIN BENDYK: – Czy za rozczarowaniem demokracją w różnych krajach stoją te same mechanizmy?
JANUSZ REYKOWSKI: – Utrata zaufania do demokratycznych instytucji, jak i wzrost poparcia dla formacji populistyczno-prawicowych to zjawiska, które narastają niemal równocześnie w całej Europie od ponad 20 lat. W okresie od 1990 do 2013 r. proporcja głosów oddanych na radykalnie prawicowe partie rosła w kolejnych pięcioleciach z 5,70 proc., przez 7 proc., 10 proc., a według danych przytaczanych przez BBC we wrześniu 2018 r. w jedenastu ostatnio odbywających się wyborach, średnia liczba głosów oddanych na te partie wynosiła 17,8 proc.
Jak wynika z badań psychologicznych prowadzonych w różnych krajach, m.in. w USA, we Włoszech, w Holandii, Polsce, Nowej Zelandii, istnieje systematyczny i nader silny związek między wzrostem nastrojów konserwatywnych i autorytarnych a poczuciem zagrożenia i lękiem. Nie chodzi tu o poczucie zagrożenia i lęk dotyczący różnych zwykłych spraw codziennych, ale o lęk sięgający podstawowych warunków osobistego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa wspólnoty, z którą człowiek jest związany.
Co jest źródłem tego lęku?
Gdy świat przestaje być zrozumiały, staje się nieprzewidywalny, człowiek traci poczucie kontroli poznawczej nad rzeczywistością, narasta w nim niepewność. Takie zagrożenie (w psychologii nazywane epistemicznym, poznawczym) mogło powstać np. wtedy, gdy w 2008 r. zaczął się załamywać system bankowy. Nagle z mało zrozumiałych powodów podstawowe instytucje gospodarki kapitalistycznej zaczęły się chwiać. Ale dla wielu ludzi było to także zagrożenie egzystencjalne, bytowe, ponieważ wiązało się z utratą dachu nad głową czy utratą życiowych oszczędności.
Zagrożenie egzystencjalne wzmacniało i wzmacnia także niebezpieczeństwo ataku terrorystycznego, nasilenie przestępczości, obecność agresywnych środowisk obcych kulturowo.