Najpierw środkowy palec posłanki Lichockiej, kilka dni później – zęby Jolanty Turczynowicz-Kieryłło, szefowej sztabu kampanii Andrzeja Dudy. Pierwsza tłumaczy, że tylko przecierała oko, druga przyznaje, że ugryzła, ale w obronie dziecka. „Gazeta Wyborcza” opisała relację mieszkańca Milanówka Krzysztofa Umiastowskiego, który twierdzi, że w 2018 r. w nocy przed II turą wyborów samorządowych Turczynowicz-Kieryłło roznosiła ulotki wyborcze ośmieszające jednego z kandydatów na burmistrza. Kiedy przyłapana na łamaniu ciszy wyborczej próbowała uciec, Umiastowski dokonał obywatelskiego zatrzymania jej i jej syna. Wtedy adwokatka ugryzła go w rękę. Na zdjęciach z obdukcji lekarskiej, które mężczyzna opublikował na Facebooku, wynika, że to było poważne ugryzienie, do krwi. Turczynowicz-Kieryłło zapamiętała to inaczej. Twierdzi, że zaatakował ją barczysty mężczyzna, a ona nie wiedziała, jak się bronić. Prokuratura umorzyła postępowania – dotyczące wzajemnego naruszenia nietykalności – z uwagi na „brak interesu społecznego w kontynuowaniu ścigania z urzędu”. Prokuratura nie przyjęła dowodów, które dostarczył Umiastowski – w tym ulotek, które miała roznosić adwokatka, z odciskami jej palców, oraz nagrań z kamery. To jednak nie kończy sprawy, bo jak informuje Umiastowski, szefowa sztabu Dudy na ostatni dzień marca została wezwana przez Sąd Rejonowy w Grodzisku Mazowieckim.
Turczynowicz-Kieryłło robi, co może, aby postawić siebie w roli ofiary. Napisała na Facebooku, że „»GW« stanęła po stronie damskiego boksera przeciwko matce broniącej dziecko”. Pewnie licząc, że elektorat PiS to kupi. Zaapelowała też do Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, aby potępiła „GW” za „promocję przemocy wobec kobiet”.