Europa to nie tylko rynek – mówił prezydent Emmanuel Macron na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zastrzegł się, że „żadne państwo nie powinno pouczać innego państwa”, wspomniał tylko, że w szczerych rozmowach z prezydentem i premierem Polski nawiązał do trwającej w Polsce reformy wymiaru sprawiedliwości. „Naszym obowiązkiem jest obrona zasad Unii Europejskiej”, powiedział. Podkreślał różnice pomiędzy postrzeganiem Unii przez Polskę wyłącznie jako wspólnoty gospodarczej, a nie wspólnoty wartości. I to by było tyle.
Tych, którzy oczekiwali, że prezydent Macron odniesie się do spraw, jakie dziś pasjonują „Polki i Polaków”, wykład nieco rozczarował, pozostawił uczucie niedosytu. Gdybym mógł cokolwiek radzić panu prezydentowi, to żeby następnym razem skorzystał z usług profesora Ludwika Stommy. Prezydent przecież świetnie orientuje się w sprawach polskich, w tym, że „szczerze z nim rozmawiając”, prezydent Duda trzymał już w ręku długopis, którym podpisze „ustawę dyscyplinującą”, co też uczynił natychmiast po odlocie dostojnego gościa. Nie byłoby żadną ingerencją w sprawy polskie, gdyby najwyższy przedstawiciel kraju Monteskiusza opowiedział, jak we Francji przestrzegany jest trójpodział władz, jak wyglądają stosunki państwo – Kościoły, jaki jest status prokuratury, autorytet sądu i sędziego, wreszcie czy we Francji jest „kasta”.
Za mało wiemy o tym, co dzieje się we Francji. Ostatnio wysocy przedstawiciele władz w Polsce wspominali Francję tylko z trzech powodów. Po pierwsze, żeby Francuzi, zamiast krytykować Polskę, zobaczyli, co się u nich dzieje na ulicach, którymi nie sposób dojechać do pracy, a policja pałuje żółte kamizelki. Po drugie, że nowy sposób wyboru (może raczej „doboru”) sędziów w Polsce wzorowany jest na rozwiązaniach przyjętych w zachodniej Europie, czyli także Francji.