Wokół nas mgła. Niewiele widać poza tym, że lepiej już było. To znaczy na logikę: będzie gorzej. Może nie każdemu, lecz większości. Gdy minie drętwe i dziwne lato, a nastanie biedna i niespokojna jesień, będziemy wiedzieć więcej. Kto ma pracę, a kto nie. Czyj biznes przetrwał, a kto ma już tylko długi. Kto jest niezbędny i bez kogo świat doskonale może się obejść. Kto jest ważny i kochany, a kto może już sobie iść do diabła. Gdy podniesie się mgła, przed każdą i każdym z nas odsłoni się krajobraz prawdy. Nieliczni będą zbudowani tym widokiem. Wielu będzie zrozpaczonych.
Na chwilę wiele rzeczy będzie za pół ceny. A potem już wszystko będzie drożało. Gwałtowne zapożyczanie się państwa oznaczać będzie inflację. Dla Polaków, którzy od trzydziestu lat żyli wciąż lepiej i lepiej, dźwigając się z biedy lat 80. do światowej przeciętnej, recesja będzie jak wielka szkoła życia. Skromnego, oszczędnego życia. Żal młodzieży z rodzin nieco lepiej sytuowanych, która zasmakowała już w stypendiach i egzotycznych podróżach, a teraz zasili rzeszę poszukujących drobnych zajęć za kilkaset złotych, by jakoś się wyżywić. Jeszcze bardziej żal tych – młodych i starszych – którzy dotąd ledwie wiązali koniec z końcem, a teraz przestaną. A trochę mniej żal tych, którzy wzięli kredyt na dwumetrową plazmę i będą mieli kłopot ze spłatą lub też właśnie mieli kupić i zamiast wielkiej będą mieli tę plazmę całkiem małą. Pewnie takich będzie najwięcej. Miliony ludzi, których sens i radość życia polegały dotąd na zarabianiu i wydawaniu pieniędzy, gromadzeniu dóbr i korzystaniu z prostych przyjemności „all inclusive”, będą musiały poszukać sobie tego sensu gdzie indziej. Tylko gdzie? Czy można tak ni z tego, ni z owego zacząć uprawiać jakieś życie duchowe i kulturalne? Chyba nie.