Żyjemy w niepewnych czasach, ale wiele wskazuje na to, że Senat 6 maja odeśle do Sejmu albo przerobioną wersję ustawy o powszechnym głosowaniu korespondencyjnym, albo swoje do niej weto. Dzień później o losie majowych wyborów prezydenckich – a stawka głosowania może być jeszcze większa – zdecydują posłowie. Opozycja ma nadzieję, że Jarosławowi Kaczyńskiemu postawi się Jarosław Gowin i co najmniej 5–6 posłów jego Porozumienia. Jeśli PiS nie znajdzie pomocy gdzie indziej (np. w Konfederacji lub PSL), wybory prezydenckie nie odbędą się w maju. Rządzący wprowadzą wówczas zapewne stan nadzwyczajny, którego konsekwencją będzie odłożenie głosowania o co najmniej kilka miesięcy. Nie wiadomo, czy utrzyma się rząd, bo szef PiS może zdecydować się na radykalne kroki. Długą i krętą drogę przeszedł lider Porozumienia, by znaleźć się w tej sytuacji.
Teraz
Gowin skończy w tym roku 59 lat. O 12 lat młodszy od Kaczyńskiego, z tego samego pokolenia co Donald Tusk i Grzegorz Schetyna, sporo starszy od Jadwigi Emilewicz czy Władysława Kosiniaka-Kamysza. Od lat polityk blisko szczytu – minister sprawiedliwości, minister nauki, wicepremier, lider partii – a zarazem człowiek lekceważony i wykpiwany. Jako minister – zawsze trochę opozycyjny wobec premiera, czy był to Tusk, czy Beata Szydło, czy Mateusz Morawiecki. Z dalekosiężnymi planami, wizją przyszłości, zwykle bez realnych politycznych sukcesów.
Opozycja przez lata śmiała się z jego bezobjawowej niezłomności, z tego „głosowałem, ale się nie cieszyłem”. – Ciężko przeżył kreację Andrzeja Seweryna, który grał go w „Uchu prezesa”. Chodził zgięty wpół, niby przez ból kręgosłupa, by usłyszeć od prezesa, że przecież żadnego kręgosłupa nie ma. Gowin wolałby być przedstawiony jako przebiegły strateg, knujący z Kaczyńskim jak równy z równym – mówi znajomy lidera Porozumienia.