Kandydat Rafał Trzaskowski ogłosił potrzebę nowej polityki i zapowiedział, że jako prezydent zrealizuje wiele ważnych postulatów. Nie wiem tylko, czy nie strzelił kulą w płot, bo wydaje się, że najważniejsze z tych postulatów prezydent Andrzej Duda zdążył już zrealizować. Weźmy fundamentalną kwestię: dla kogo ma być władza? „Władza musi być dla ludzi, a nie ludzie dla władzy” – twierdzi słusznie Trzaskowski. Szkoda tylko, że nie dostrzega, iż Andrzej Duda już od pięciu lat korzysta z władzy, która jako człowiekowi słusznie mu się należy. Dzięki Dudzie władzę mają również inni ludzie, np. ułaskawiony przez niego Mariusz Kamiński. Uprzedzając postulat Trzaskowskiego, po władzę sięgnęli też ludzie tacy, jak Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro. Nie ma wątpliwości, że ta władza jest dla nich, a nie oni dla niej, dlatego trudno się dziwić, że nie zamierzają jej nikomu oddawać.
„Prezydent musi patrzeć władzy na ręce” – zapowiada kandydat KO. Zdaniem współpracowników Andrzeja Dudy niepotrzebnie, bo prezydent jest politykiem odpowiedzialnym, wie, jaką ma władzę, dlatego patrzy sobie na ręce wszędzie: w biurze podczas podpisywania ustaw, w służbowej limuzynie, w samolocie, a także podczas korespondowania ze swoimi fankami w mediach społecznościowych. Ale uspokajają, że na razie Duda niczego niepokojącego nie dostrzegł i nie ma swoim rękom nic do zarzucenia.
Kandydat Trzaskowski deklaruje: „Nie będę prezydentem totalnej opozycji”. Tu, niestety, również wyważa otwarte drzwi, bo Andrzej Duda od pięciu lat nie jest prezydentem totalnej opozycji. Przez te pięć lat nawet niechętna Dudzie „Gazeta Wyborcza” nie znalazła dowodów na to, że prezydent popiera jakieś postulaty opozycji albo pozytywnie wyraża się o którymś z jej polityków.