1 622 868 – tyle podpisów w zaledwie sześć dni zebrano pod kandydaturą Rafała Trzaskowskiego na prezydenta. Sztabowcy kandydata KO twierdzą jednak, że w sumie było ich o kilkaset tysięcy więcej (coś ponad 2 mln) – nie wszystkie listy dotarły jednak na czas, więc nie udało ich się złożyć w PKW. – Wysłaliśmy stoliki w miasto, a po pół godziny nie było już na nich list, bo ludzie podchodzili i nie chcieli się tylko podpisywać, ale brać karty i samemu zbierać podpisy dla Rafała – opowiada Sławomir Nitras.
Najwięcej podpisów uzbierano na Mazowszu – 338 tys. (w tym głównie na terenie stolicy i okolic). Sporo zebrano też w tradycyjnych „bastionach PiS”: na Podlasiu (27 tys.), w Świętokrzyskiem (35 tys.), Warmińsko-Mazurskiem (42 tys.) czy na Podkarpaciu (46 tys.). Podobnie na Opolszczyźnie (33 tys.) i w Lubuskiem (47 tys.) – w najmniej zaludnionych województwach. Politycy PO mówią, że dzięki tej ekspresowej zbiórce widzą, w których regionach gorzej funkcjonują struktury i trzeba je usprawnić. Chodzi m.in. o Śląsk (157 tys. w prawie 5-milionowej aglomeracji), Małopolskę (138 tys.) i Łódzkie (95 tys.).
Więcej podpisów złożył tylko komitet wyborczy Andrzeja Dudy (ok. 2,2 mln), tyle że urzędujący prezydent na zbieranie podpisów miał ponad 40 dni (pozostali kandydaci zebrali poniżej 300 tys.). Oprócz Trzaskowskiego do wyborczego wyścigu dołączył też Waldemar Witkowski, przewodniczący Unii Pracy – wprawdzie nie zebrał on teraz wymaganych 100 tys. podpisów, jednak Sąd Najwyższy uznał jego skargę i pozwolił mu dodać podpisy zebrane podczas poprzedniej próby rejestracji (przed wyborami, które miały być 10 maja). Pozostali chętni bez partyjnych struktur nie mieli praktycznie szans. W sumie 28 czerwca na wyborczej karcie będzie 11 nazwisk.