W „Tygodniku Powszechnym” przedstawiciel Komisji Europejskiej w Polsce Marek Prawda ostrzega: „Słowa najpoważniejszych polityków o tym, że Polska jest osamotniona i pozbawiona sojuszników, to nic innego jak zarządzanie strachem. Politycy, którzy ciągle powracają do przeszłości, przywołują nieaktualne już analogie historyczne, czynią szkodę – wszczepianie obywatelom niewiary w unijnych sojuszników i braku zaufania do sąsiadów jest niszczeniem polskiego kapitału zaufania we wspólnocie międzynarodowej. I kiedyś może się obrócić przeciwko nam”. „Kiedyś” naszych polityków nie interesuje. Liczy się teraz.
Mikroanaliza znaczenia sejmowych komentarzy prezesa PiS o „chamskiej hołocie”. Robert Walenciak pisze w „Przeglądzie”: „Owszem, ten okrzyk świadczył o tym, że Kaczyński nie panuje nad emocjami. Że przyzwyczaił się do besztania kogo chce, gdzie chce i jak chce. Ale – co równie ważne – pokazał też, jak wygląda system władzy wewnątrz PiS. (...) z jednej strony jest on, który uważa, że wszystko mu wolno, a z drugiej oni – zgięci w ukłonie dworzanie. W sumie wykonawcy woli prezesa. Postacie bez większego znaczenia. (...) Z czyim zdaniem prezes się liczy? Rydzyk, Gowin, może Ziobro...”. Z takimi postaciami łatwo się przeliczyć.
Bronisław Wildstein tłumaczy czytelnikom „Sieci”: „Czy Jarosław Kaczyński powinien nazywać grupkę posłów PO »chamską hołotą«? Nie, chociaż merytorycznie miał do tego wszelkie podstawy. Nie powinien tego robić dlatego, że należy trzymać się dobrego obyczaju – oczywiście, do pewnych granic – nawet jeśli druga strona go łamie, ale również dlatego, że dając się sprowokować, zalicza punkty przeciwnikom, którzy właśnie w tym celu prowadzą swoją grę”.