Wielu wyborców Rafała Trzaskowskiego ma i będzie miało problem z uznaniem prezydentury Andrzeja Dudy. Widać to po komentarzach, jakie wywołało spotkanie Rafała Trzaskowskiego z prezydentem elektem. Przecież dopiero co sztab Trzaskowskiego złożył do Sądu Najwyższego, wraz z protestami wyborczymi, wniosek o unieważnienie wyników głosowania. Nawet jeśli sam kandydat osobiście ani razu nie kwestionował zwycięstwa Dudy, to opinię Borysa Budki, że „Andrzej Duda wygrał po niesportowej walce, w warunkach urągających zasadom demokracji”, podziela pewnie ogromna większość wyborców opozycji. W ostatnich dniach szeroko kolportowany był twitterowy wpis Radosława Sikorskiego. Sikorski, zapowiadając osobisty bojkot uroczystości zaprzysiężenia prezydenta, stwierdził, że nie będzie żyrował zwycięstwa osiągniętego przy pomocy funduszy i aparatu państwa, kłamstw, antysemityzmu i „sprostytuowanej TVP”...
Jak traktować Andrzeja Dudę, to dla antypisowskiej opozycji naprawdę trudny dylemat polityczny, moralny i także estetyczny: ignorować, tak jak Kaczyński i jego partia ignorowali przez pięć lat Bronisława Komorowskiego, nie podawać mu ręki i nie przyjmować ewentualnych zaproszeń? A może wyzerować licznik, przymknąć oczy na obrzydliwą kampanię, na to, że w pierwszej kadencji prezydent łamał konstytucję, wypowiadał zdania jątrzące, wręcz haniebne, że był marionetką w rękach prezesa partii – i po prostu czekać, co zrobi? Albo też: aktywnie wciągać go we współpracę, pomagać, jeśli da takie sygnały, w budowie samodzielnej pozycji politycznej? Emocje po nieuczciwej przegranej, wstyd, że „człowiek bez właściwości” znów został głową państwa, narzucają odruch bojkotu. Pragmatyzm podpowiada, aby dać Dudzie drugą szansę. Rafał Trzaskowski, dziś najważniejszy polityk opozycji, wybrał ryzyko pragmatyzmu.