W kilkunastu placówkach w całym kraju nie udało się rozpocząć roku szkolnego 1 września. Wszystko z powodu zakażenia koronawirusem (lub jego podejrzenia) wśród pracowników szkoły. Tam, gdzie rok szkolny się zaczął – w 22 tys. szkół – po niemal półrocznej przerwie na ogół witano się w wąskich grupach klasowych; bez uroczystych apeli i obecności rodziców, w reżimie sanitarnym. Tu i ówdzie nie przeszkodziło to jednak organizować mszy świętych inaugurujących naukę. Na taką mszę zapraszała m.in. szkoła we Wróblowej na Podkarpaciu, gdzie już wieczorem 1 września potwierdzono zakażenie Covid-19 u jednego z nauczycieli (według władz gminy nauczyciel nie brał udziału w rozpoczęciu roku, jednak kilka dni wcześniej miał styczność z resztą kadry w trakcie rady pedagogicznej; szkoła przeszła na kształcenie zdalne).
1 września był także pierwszym dniem pracy pełną parą dla 22 tys. przedszkoli, punktów przedszkolnych i szkolnych oddziałów przedszkolnych. Wiele z nich było czynnych w wakacje, ale dopiero wraz z rozpoczęciem roku szkolnego frekwencja wróciła tam do tej sprzed pandemii. Ministerstwo Edukacji i sanepid złagodziły część wytycznych sanitarnych dla przedszkoli, jednocześnie pozostawiły do uznania dyrekcji placówek podejście m.in. do mierzenia temperatury przy wejściu. Wszystko to razem sprawiło, że początkowo przed wieloma placówkami ustawiały się ogromne kolejki rodziców z dziećmi.
W szkołach powoli wykuwa się sposób praktycznego podejścia do zasad bezpieczeństwa. Jeśli pokusić się o ogólne podsumowanie, przebieg tego testu nie nastraja zbyt optymistycznie. W wielu miejscach postawiono na realizację twardszych wytycznych, łatwych do wykazania w sprawozdaniach: rozstawiono dyspensery z płynami odkażającymi, wlano mydło do pojemników w toaletach, wpisano w regulaminy noszenie maseczek w przestrzeniach wspólnych, rozciągnięto od świtu do wieczora plany lekcji.