W 2017 r. miłość Kaczyńskiego do braci mniejszych znów nabrała wysokich lotów.
Obudziłem się nagle w środku nocy. Ktoś siedział na brzegu mojego łóżka. To był Jarosław Kaczyński. – Śpij, Stasiu, spokojnie. Ja czuwam – powiedział. – Co pan tu robi? – spytałem półprzytomny. Uśmiechnął się: – Chciałbym z panem porozmawiać o ochronie zwierząt. Podobno pan też jest dobrym człowiekiem i też je kocha. Jakby mnie kulisty piorun strzelił. Zerwałem się z łóżka. Niespodziewanie przede mną wyrósł dryblas w masce antyterrorysty. – Panie prezesie – szepnął – z Trybunału telefonuje w pilnej sprawie odkrycie towarzyskie.
Polityka
38.2020
(3279) z dnia 15.09.2020;
Felietony;
s. 81