W ostatnich dniach gorącym tematem stał się wizerunek Polski pod rządami PiS. Opinie o stanie praworządności w naszym kraju pod władzą prawicowej koalicji są ugruntowane od kilku lat. Wciąż pojawiają się rezolucje Parlamentu Europejskiego, krytyka ze strony Komisji Europejskiej, kolejne orzeczenia TSUE, niedawno powstał specjalny raport. Do tego katalogu dołączyła teraz reputacja kraju homofobicznego, nietolerancyjnego, nieżyczliwego wobec imigrantów, wrogiego wobec wszystkiego, co „nietutejsze”. Dużo by pisać, jakie są źródła takich postaw wielu grup społecznych w Polsce, wpływające na coraz bardziej nieprzychylną ocenę naszego kraju. Bez wątpienia nasiliły się one w ciągu ostatnich pięciu lat, od kiedy PiS dał na to przyzwolenie, gorliwie wzmacniał takie tendencje, wspierał ideologicznie pojętą „tożsamość”, walczył z „pedagogiką wstydu”, próbował zaprowadzić państwowy porządek moralny, określając, czym jest słuszna rodzina (to zdefiniował sam prezes Kaczyński), jak ma się wychowywać dzieci i – ogólnie – jak powinno wyglądać przyzwoite życie.
Władza niezmiennie traktuje działania Unii jako wrogą propagandę wobec państwa „wstającego z kolan”, twierdzi, że to bezprawne ingerencje w „polski system prawny” oraz w tradycję i religijność. Mają to być opinie lewackich polityków z Brukseli, którzy atakują, bo się nas boją, ogólnie biorąc, nagonka wspierana przez nielojalną i zdradziecką opozycję. Słowem: coraz bardziej sami, coraz mniej rozumiani.
Symbolem – na całą Europę – stał się leżący na Lubelszczyźnie Kraśnik, którego samorząd za sprawą radnych PiS podtrzymał wcześniejszą uchwałę skierowaną przeciwko środowiskom LGBT. Ale widać tu specyficzną konsekwencję obozu władzy: ministrem edukacji i nauki został właśnie Przemysław Czarnek, były wojewoda lubelski, który już wtedy bronił kraju przed seksualnymi mniejszościami, a podczas kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy zasłynął wypowiedzią, że homoseksualiści nie są równi normalnym ludziom.