Szarżę szwoleżerów spod Somosierry wyssaliśmy z mlekiem matki, więc pandemię koronawirusa kontrolujemy każdego dnia, niezależnie od pogody, jak zawsze wrażym wiatrem podszytej.
Słucham ja tych wylimuzynowanych strażników moralności i szybko znoszę do piwnicy wszystkie moje ręczne granaty, a potem karabiny maszynowe. Drzwi zamykam na kłódkę, klucz połykam. Na wszelki wypadek, gdyby sąsiedzi wpadli i upierali się, że dadzą upust swojej radości. Nie będzie żadnych strzałów na wiwat, by uhonorować nowy wspaniały rząd skręcony z pisowskich jelit. Przepraszam, „j” samo mi się wcisnęło.
Było tak. Minister Z. chciał ograć premiera M., ale wtedy prezes K.
Polityka
41.2020
(3282) z dnia 06.10.2020;
Felietony;
s. 89