Premier powinien nosić maskę przez całe życie i cały czas się uśmiechać.
Ruszyłem moje wysportowane ciało i lekko sfrunąłem z IV piętra windą na parter. Pół roku temu przyjechałem na chwilę do stolicy tradycyjnie zwanej Warszawą, która, jak widać, się przeciągnęła. Nie stolica, tylko chwila oczywiście. Postanowiłem zanieść jabłko jeżowi, bo wiem, gdzie w parku mieszka. Może jeszcze nie śpi, zresztą jak tu spać. Służbowe samochody wyją całą dobę, zaś na ulicach ludzie śpiewają chórem: Warszawa, najpiękniejsze z miast, a my widzimy osiem gwiazd.
Jabłko położyłem pod akacją, liśćmi nakryłem i tak się rozglądam.
Polityka
46.2020
(3287) z dnia 08.11.2020;
Felietony;
s. 97