Kraj

Szpital narodowy

Tam, gdzie zagrożony jest podstawowy interes państwa, gdzie naruszane są prawa i bezpieczeństwo obywateli, gdzie policja i tajniacy biją pokojowych demonstrantów, opozycja musi mówić wspólnym głosem.

Ogromne poruszenie wywołała, opublikowana w weekend w polityce.pl, rozmowa Pawła Reszki z lekarzem zatrudnionym w tymczasowym szpitalu na Stadionie Narodowym. „Wstyd mi, że w tym uczestniczę” – mówił, opisując puste hale, gdzie pacjentów jest mniej niż personelu, gdzie za ciężkie pieniądze pozoruje się leczenie. Całe to przedsięwzięcie ma – jego zdaniem – charakter propagandowej pokazówki, scenografii dla konferencji premiera. Ten obraz Szpitala Narodowego jest szczególnie bulwersujący, jeśli czyta się relacje Pawła Reszki i kierowanego przez niego zespołu reporterów POLITYKI z „normalnych” szpitali i SOR. Tam brakuje wszystkiego: aparatury, łóżek, leków, tlenu, personelu. Opisywany przez Pawła przypadek „śmierci z nieuwagi” – bo nie było komu zmienić pacjentowi butli z tlenem – stał się wstrząsającym symbolem realiów służby zdrowia. Statystyki zgonów na Covid-19, proporcjonalnie do liczby ludności, mamy dziś jedne z najwyższych w świecie. A i tak liczby są prawdopodobnie zaniżone (sylwetkę młodego statystyka kontestatora przedstawiamy w tekście „Dane na talerzu podane”), bo system sanepidu, odpowiedzialny za kontrolę epidemii, jest skrajnie przeciążony i niewydolny. Ubiegłotygodniowa dymisja głównego inspektora sanitarnego, który przez miesiące ten stan firmował, niczego tu nie poprawi.

Ta sytuacja, której dramatyzm trudno ukryć, wreszcie wymusiła na Mateuszu Morawieckim, patologicznym samochwale, stonowanie propagandy. Przedstawiając nowy plan restrykcji, już nie mówił, że radzimy sobie najlepiej w Europie, wspomniał coś o popełnionych błędach, przywoływał opinie ekspertów.

Polityka 48.2020 (3289) z dnia 24.11.2020; Przypisy; s. 6
Reklama