Cezary Michalski przypomina w „Newsweeku”: „Dziś, kiedy Duda, Morawiecki i Rau znaleźli się w jednym gronie z Putinem, Bolsonaro, Łukaszenką i Orbánem, którzy nie potrafią wykrztusić gratulacji dla Joe Bidena, warto przypomnieć, że w 2016 r. gratulacje od Dudy, Szydło i Waszczykowskiego popłynęły do Waszyngtonu już w środę rano, kiedy pojawiły się zupełnie wstępne wyniki wskazujące na wyborczy sukces Donalda Trumpa”. Jedno jest pewne – trzymają poziom.
Michał Karnowski („Sieci”) już boi się wiosny? W komentarzu „Pięć warunków politycznego przetrwania zimy” ostrzega i naucza: „4. Jedność polityczna. Co tu dużo mówić – limit wewnętrznych kłótni w obozie uważam za wyczerpany. Każdy, kto jeszcze próbuje się kokosić, testować przywództwo prezesa Jarosława Kaczyńskiego (bez którego wszyscy oni będą jak ślepe kocięta), igra z ogniem. Wyborcy i historia mu nie wybaczą”. Zdolny pracownik słowa – groźby, obrażanie, lizusostwo, przemądrzałość i histeria w jednym krótkim akapicie.
Strach prawicy dostrzega Michał Ogórek („Angora”): „Z trudem skrywana na naszej prawicy rozpacz po stracie Trumpa to naturalnie przeczucie swojej przyszłości i opłakiwanie siebie. Zważywszy, że Stany zajęły w polskiej polityce miejsce byłego Związku Radzieckiego, odejście Trumpa to jak dla władz PRL-u nastanie ery Gorbaczowa, za którym – nie chcąc zostać kompletnymi sierotami – musiały podążać. Dla Dudy dodatkowo oznacza to kres jego emancypacji: zawsze mógł się ogrzać w cieniu Trumpa, pokazując tym Kaczyńskiemu, że wcale nie musi słuchać tylko jego; teraz Duda już przy biurku prezydenta USA nie postoi”. Może teraz zacznie klęczeć, w tym ma wprawę.