Andrzej Duda, zgodnie z zapowiedzią, oddał swoje prezydenckie osocze. Gdyby inne zobowiązania też realizował, to frankowicze – i nie tylko oni – byliby za nim. Każdy mógł oglądać oddawanie osocza przez prezydenta (we „wrogiej” amerykańskiej telewizji TVN). To mi się podoba, bo prezydent rzadko daje dobry przykład. Tym razem dał i należy to odnotować. Niby nic, a znaczy wiele. „Brzydula i Rudzielec/niby nic, a znaczy wiele” – śpiewała Maria Koterbska 50 (!) lat temu.
Człowiek chciałby być dumny z prominentów – prezydenta, premiera, kardynała, ministra spraw zagranicznych – a przynajmniej się za nich nie wstydzić. Niestety, rzadko mamy taką możliwość. Kardynał po prostu kłamie. Szkoda słów. Nie należę do Kościoła i rzadko o nim wspominam, uważam, że to są ich, wierzących, sprawy i oni muszą je załatwić. Zresztą powoli, powolutku, ku temu idzie. Żebyśmy jeszcze nie musieli wszyscy za to płacić.
Minister, dr hab. Przemysław Czarnek, szaleje. Zamierza przywrócić wyższe uczelnie do pionu, wziąć je pod but, podobnie jak wzięto służbę cywilną, Trybunał i media publiczne. Podobno wyższe uczelnie na Zachodzie i u nas są opanowane przez „neomarksizm” – bliżej nieokreślony ściek lewicowo-liberalny, którym płyną dżender, feminizm, kosmopolityzm i inne brudy. Do tego dochodzi zapatrzenie we wzory zachodnie, publikowanie po angielsku, ba, myślenie po angielsku, zamiast zdrowej, czystej nauki narodowej. Lewactwo terroryzuje myślących inaczej. Zniszczyło wolność nauki.
Tak się składa, że kiedy ja zaczynałem studia, w połowie lat 50. ubiegłego wieku, umarł stalinizm, na uczelnie powracali wybitni uczeni, odsunięci przez ówczesnych ministrów z powodów politycznych – m.in. profesorowie Ossowski, Assorodobraj, Kalecki, Tatarkiewicz, cybernetyk Greniewski.